Wywiad Dave'a Dla "Gazety"

Znalazłem się w takim punkcie życia, w którym wciąż otwierają się nowe możliwości i wyzwania. Podjąć je - to ryzyko, ale zignorować byłoby ryzykiem jeszcze większym - mówi Dave Gahan. Właśnie ukazała się u nas jego solowa płyta

Łukasz Kamiński: Właśnie skończyłeś 41 lat. Nagrałeś też pierwszą w solową płytę. To przypadek czy świadomy ruch?

Dave Gahan: Nie przywiązywałbym tak dużej wagi do dat. Od ponad pięciu lat nosiłem się z zamiarem wyrażenia w szczery sposób tego, kim jestem, co osiągnąłem. Nikt tego ode mnie nie wymagał, a Depeche Mode dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Jednak powoli oddalałem się od zespołu. Chciałem się skoncentrować na osobistych uczuciach. Czterdziestka nie ma znaczenia, tym bardziej że wciąż mam wrażenie, że dorastam i się uczę. Wciąż też zmagam się sam ze sobą - teraz może nawet bardziej niż kiedyś.

Teksty powstawały aż pięć lat?

- Krócej. Większość powstała już przy pracy nad samym albumem. Jednak podstawą do ich napisania były przeżycia z przeszłości. Przerabiając je na słowa, czułem radość.

W Depeche Mode wykonywałeś piosenki Martina Gore'a. Na "Paper Monsters" zaśpiewałeś wyłącznie swoje teksty. Jakie to uczucie?

- Wyzwalające. Nie miałem żadnych ograniczeń.

Jest szansa, że na kolejnym albumie Depeche Mode Martin zaśpiewa Twoje piosenki?

- Nie zastanawiałem się nad tym, ale to możliwe. Chciałbym mieć swój wkład w taką płytę, mając nadzieję, że Martin zaakceptuje moje pomysły. Nigdy nie odtwarzałem bezmyślnie jego piosenek, to były moje interpretacje jego słów. Usłyszeć jego wersje moich tekstów byłoby ciekawym przeżyciem. Ale to spekulacje. Teraz trudno powiedzieć, czy Depeche Mode nagra jeszcze płytę.

To, co mówisz, zaniepokoi wielu fanów w Polsce.

- Nigdy nie będzie końca Depeche Mode. Nagraliśmy zbyt wiele płyt, żeby nagle zniknąć (śmiech). Musimy poważnie przegadać, co i jak chcemy dalej robić. Staliśmy się zbyt hermetyczni, nieczuli na wpływ innych artystów na naszą muzykę. Za jedno z największych dokonań grupy uważam właśnie to, że pozwalaliśmy muzykom interpretować nasze utwory, zwłaszcza na naszych singlach. Teraz staliśmy się przewidywalni. Poza tym "Paper Monsters" to dla mnie krok w nowym kierunku, z którego nie ma już powrotu.

Dlaczego nazwałeś płytę "Paper Monsters" ("Papierowe potwory")?

- Mimo że nagrywanie własnej płyty było czymś niezwykłym, to towarzyszył temu strach. Bałem się, że to, co robię, się nie spodoba. I nagle pojawiły się w moim życiu takie papierowe potwory i nie dotyczyły wyłącznie muzyki - były też emocje związane z moim małżeństwem, relacje między mną a dziećmi. Gdy poważnie się nad nimi zastanowiłem, okazało się, że jest bardzo źle.

Opowiadasz o tym spokojnie. Wyglądasz wręcz na zadowolonego z życia, a artyści rzadko tacy bywają.

- Każdy cierpi. Sztuką jest jednak przełożyć to na muzykę i w ten sposób poradzić sobie z problemami. A że teraz jestem zadowolony? Znalazłem się w takim punkcie życia, w którym wciąż otwierają się nowe możliwości i wyzwania. Podjąć je to oczywiście ryzyko. Zignorować je byłoby jednak ryzykiem jeszcze większym.

Poczucie bezpieczeństwa i wygody może być stymulujące?

- Oczywiście. Zwłaszcza że jest to nowe dla mnie doznanie - po tym wszystkim, co w życiu przeszedłem, po kłopotach z narkotykami i alkoholem. One nie dają niczego poza jałowym smutkiem i niemożnością dostrzegania w życiu tego, co piękne.

Popularny niemiecki DJ Timo Maas powiedział, że muzyka straciła już swoją moc zmieniania świata. Jeśli już ktoś może mieć wpływ na ludzi, zwłaszcza młodych, to wyłącznie charyzmatyczni artyści, którzy w mediach mówią, co jest dobre, a co złe.

- Nie zgadzam się z tym. Zawsze wierzyłem, że to, co robię, obchodzi ludzi. Wystarczy być szczerym i otwartym na nowe pomysły. Posłuchaj The Clash. Ich muzyka po tylu latach wciąż jest bardzo ważna.

Masz miliony fanów na całym świecie - czujesz czasem ciężar odpowiedzialności za swoje słowa i czyny?

- To nie tak. Nie udzielam innym wskazówek, jak powinni sobie ułożyć życie. Moja muzyka może na nich wpływać, czasem pomagać. Nie mam jednak odpowiedzi, jak żyć. Jeśli tego ode mnie oczekujecie, to znajdźcie sobie innego bohatera.

Nie unikniesz porównywania "Paper Monsters" do albumów Depeche Mode. Czy podczas pracy nad płytą rezygnowałeś z niektórych utworów czy linii melodycznych, które mogłyby się kojarzyć z muzyką zespołu?

- Niczego z góry nie zakładałem. Uważałem tylko, by technologia nie miała zbytniego wpływu na muzykę. To, co słyszysz, to są nasze pomysły, muzyka musi więc być organiczna.

orginal na gazeta.pl
© BEYOND words 2003 - 2005