Counterfeit 2 - Martin L. Gore |
Ta płyta jest wydarzeniem, mimo że niektórzy kręcą na nią nosem. Wydarzenie za to widać wyraźnie m.in. z powodu ilości tego, co dotychczas o "Counterfeit 2" napisano, i z faktu, kto ją popełnił za pomocą czyich utworów. Zatem to wydarzenie, bo zaskakująca muzyka to nie jest.
Ale po kolei: Martin L. Gore, jeden z założycieli grupy Depeche Mode, kompozytor i tekściarz, zmęczył się nieco rodzimym zespołem (to już 23 lata wspólnego muzykowania!) i nagrał nieco już zapomniany "Counterfeit" (1989 r.), a teraz "Counterfeit 2" (2003), czyli zestaw utworów stworzonych przez kogo innego, lecz porządnie przez siebie przefiltrowanych. Pierwsze wcielenie Martina L. Gore'a wszyscy znają z Depeche Mode, drugie ukrywa się w "Counterfeitach" i wynika z potrzeby zmian oraz z sentymentów.
Wśród 11 przerobionych kompozycji znalazły się m.in. utwory z repertuaru Iggy'ego Popa ("Tiny Girls"), Nicka Cave'a And The Bad Seeds ("Lover Man"), Briana Eno ("By This River"), Kurta Weilla ("Lost In The Stars", cudnie musicalowe wydanie: tylko "suche" pianino, smyczki oraz głos, całość wyjątkowo romantyczna i nieco nieporadna, a w tej nieporadności klasycznie urocza), Nico (niemieckojęzyczna wersja "Das Lied Vom Einsamen Mädchen"), "Davida Esseksa ("Stardust"), The Velvet Underground (ascetyczno-oniryczne "Candy Says"), Johna Lennona ("Oh, My Love"). I jeżeli niektóre wersje słynnych utworów są nieudane, to z pewnością nie są nieinteresujące. Pierwszą płytę "Counterfeit" uznano za wybryk Martina L. Gore'a i tyle. Tymczasem artysta okazał się konsekwentny, zasiadł w swoim studiu i nagrał kolejny krążek, dzięki któremu znowu przypomnieć można sobie wspomniane wyżej przeboje i odkryć ich absolutnie współczesne wersje dostosowane do temperamentu wykonawcy.
Gore o albumie opowiadał dziennikarzom, że "powstawał z perspektywy zagorzałego fana" i że w trakcie pracy nad nim kierowały nim "silne emocje". Tych emocji jakoś nie widać na pierwszy rzut oka (ucha), lecz przeżyć tu nie brakuje. Tyle że nie są skrajne.
Trzeba przyznać, że muzyce odpowiada też strona wizualna płyty: okładka czarno-biała, napisy - stare złoto, profil Martina w nicianej czapce naciągniętej na uszy. Długawe, rozjaśniane włosy dodają twórcy dekadenckiego uroku, a zmarszczone czoło sygnalizuje doświadczenie życiowe. Niby to nie ma znaczenia, ale proszę - dzięki takiemu wizerunkowi łatwiej wierzy się piosenkom, słowo!
"Counterfeit 2" od strony muzycznej to wyważona, mądrze pojęta elektronika plus subtelnie zakręcone rytmy plus dźwięki raczej przyporządkowane industrialnej nocy niż odgłosom otwartych przestrzeni. Panuje tu brzmieniowy wieloplan, w którym głos bynajmniej nie wysuwa się naprzód, a tekst i linia muzyczna nie zatracają się też w wyraźnej dekonstrukcji oryginalnych wersji.
Bardzo to piękna, melancholijna podróż po skądinąd znanych piosenkach, których doświadcza się z nowej, dość bezpiecznej i, nie ukrywajmy, nieco "depeszowej" perspektywy.
"Counterfeit 2" uchodzić może za płytę monotonną, lecz monotonność wywołuje bardziej efekt ukojenia niż znudzenia. Zresztą z odbiorem muzyki jest jak z każdą inną sztuką - to kwestia wrażliwości. Proszę ją ćwiczyć, bo czasem się przydaje.
Autorka - Miłka Malzahn - jest pisarką z pokolenia lat 70, sama komponuje i śpiewa
Martin Gore, "Counterfield 2", Pomatom EMI 2003
|