Tomasz Beksiński - Magazyn Muzyczny - 6/1990 Depeche Mode ma mniej więcej tylu zwolenników, co przeciwników. Ci pierwsi identyfikują się z tekstami Martina Gore, naśladują jego styl uczesania i noszą podobne stroje oraz z nabożeństwem i nadnaturalną cierpliwością kompletują wszystkie wersje każdego przeboju. Ci drudzy z założenia negują cały dorobek brytyjskiego kwartetu, gdyż wbili sobie kiedyś do głowy, że to muzyka disco. Uważają też, iż Depeche Mode adresuje swoje kompozycje tylko do tzw. małolatów - tymczasem czasy się zmieniają, muzycy dojrzewają, ich fani również. Dojrzewa też muzyka. W 1981 roku Depeche Mode był jeszcze jednym syntezatorowym zespołem pop. W 1990 roku jest międzynarodową sławą, ma na swoim koncie siedem studyjnych albumów, jeden dwupłytowy koncertowy, składankę przebojów, cztery wideokasety oraz niezliczoną ilość maksisingli. Nawet jeśli ktoś nie lubi pozornie zimnego brzmienia Depeche Mode, nie może odmówić zespołowi oryginalności. Trudno też nie zwrócić uwagi na zmiany, jakie powoli zachodziły w samej muzyce grupy - debiutancki Speak and Spell i najnowszy Violator łączy tylko nazwa wykonawców. Niewielu przedstawicieli syntezatorowego pop-rocka początku lat 80. włożyło tyle pracy w doskonalenie swego warsztatu. Prawie wszyscy spoczęli na laurach lub z czasem zawiesili działalność. Depeche Mode rozwijał się uparcie i skutecznie, udowadniając przy okazji, że jest jednym z najciekawszych młodych zespołów na światowej scenie. Moda na rock elektroniczny rozpoczęła się jeszcze w końcu lat 70., kiedy pionierskie eksperymenty niemieckich artystów z grupy Kraftwerk zainspirowały wykonawców brytyjskich. Nagrania dokonane w studiach Conny'ego Planka w Kolonii wpłynęły przede wszystkim na Johna Foxxa i Gary'ego Numana. Pierwszy założył Ultravox, drugi debiutował pod szyldem Tubeway Army - oba zespoły odniosły sukces. Był to moment przełomowy - rok 1979. Wtedy też w Basildon czterech kolegów poczuło coś na kształt artystycznego powołania. Kwartet powstał z inicjatywy Vince'a Clarke'a. Nazwę zaproponował Martin Gore, który pracował przez jakiś czas w salonie mody, gdzie zetknął się z francuskim pismem "Depeche Mode" - Szybka Moda1). Rolę wokalisty objął David Gahan, wcześniej znany w okolicy ze swoich chuligańskich wybryków, kiedy jeszcze zadawał się z punkami. Czwartym muzykiem został Andrew Fletcher. Początkowo Depeche Mode nie był wcale zespołem stricte syntezatorowym, z czasem jednak ten środek wyrazu okazał się najwygodniejszy. Przede wszystkim młodzi zapaleńcy nie umieli zbyt dobrze grać. Poza tym gitary wymagały strojenia, a także odpowiednich przystawek, zaś syntezator wystarczyło po prostu włączyć do sieci. Oprócz tego elektronika okazała się nagle "in vogue". David Gahan: W dzisiejszej muzyce pop nie liczą się zdolności czysto techniczne. Najważniejszy jest talent do komponowania chwytliwych melodii. Czegokolwiek by nie powiedzieć o pierwszych nagraniach Depeche Mode, przyznać trzeba, że Vince Clarke talent posiadał. Już pierwszy singel Dreaming Of Me charakteryzowała wpadająca w ucho prosta melodia oraz taneczny rytm. Wprawdzie piosenka pojawiła się zaledwie gdzieś w dolnych rejonach listy przebojów, ale zespół zwrócił na siebie uwagę krytyki i publiczności. Kolejne single osiągały coraz wyższe pozycje, zaś album Speak and Spell (listopad 1981) był już oczekiwany z dużą niecierpliwością. Jeśli wierzyć plotkom, wybierając datę wydania płyty muzycy zasięgnęli konsultacji u astrologa. Ich doradca musiał być niezłym specjalistą w swojej dziedzinie, gdyż w końcu 1981 roku Depeche Mode był już wymieniany w brytyjskiej czołówce obok Ultravox, OMD i Human League. Odejście Clarke'a - autora wszystkich dotychczasowych przebojów, było dla rosnącej rzeszy wielbicieli Depeche Mode sporym zaskoczeniem. Stało się to na samym początku 1982 roku2), w momencie, gdy grupa była u progu wielkiej kariery. Wszystko wskazuje na to, że wyżej wspomniany astrolog nie tylko doradził muzykom, kiedy wypuścić na rynek Speak and Spell, ale także zasugerował, aby szybko zmienili lidera. Dokładnie nie wiadomo jak to było z odejściem Clarke'a; fakt faktem, zarówno jemu jak i byłym kolegom wyszło to na dobre. Repertuar Depeche Mode tworzyć począł Martin Gore, zaś Clarke najpierw świetnie radził sobie z Alison Moyet jako Yazoo, a potem spotkał Andy'ego Bella i już od kilku lat produkuje z nim mdłe ciasto, opatrując je szyldem Erasure. Publiczności bardzo ono smakuje.
Tymczasem Depeche Mode, po zrealizowaniu drugiej dużej płyty - A Broken Frame (wrzesień 1982) - ponownie stał się kwartetem. Czwartym muzykiem został Alan Wilder. Powodzenie następnych singli oraz rokujące coraz większe nadzieje albumy sprawiły, że nawet najbardziej sceptyczni krytycy musieli w końcu ponownie uwierzyć w Depeche Mode. Więcej, grupa została odkryta na nowo. Z płyty na płytę Martin Gore coraz lepiej spisywał się w roli kompozytora oraz autora tekstów. Vince Clarke pisywał piosenki o niebie i chlebie. Gore oddawał w swoich utworach nastroje i wątpliwości dorastającego chłopaka. Czynił to tak szczerze, oryginalnie i przekonująco, że kompozycje Depeche Mode szybko stały się czymś w rodzaju biblii dla nastolatków wchodzących w dorosłe życie.
Jeśli pominiemy Speak and Spell - album doskonały do tańca, ale prócz chwytliwych i raczej tandetnych melodii nie mający w sobie nic ciekawego - dalsze płyty Depeche Mode to jakby kolejne stadia rozwoju duchowego, dalsze wtajemniczenia. A Broken Frame to spojrzenie na świat poprzez pryzmat młodzieńczych uczuć. Miłość romantyczna i idealistyczna, pierwsze rozczarowania i doświadczenia prowadzące do dojrzałości: trudność w porozumieniu się (Leave In Silence), rozwiane złudzenia (Monument, My Secret Garden), miłość platoniczna (See You, A Photograph Of You). Następny album, Construction Time Again (1983), wnosi sporo optymizmu i młodzieńczej energii. Jego głównym tematem jest chęć ulepszenia świata. Wiara to utopijna, ale potrzebna do życia. Chwilowo więc uczucia schodzą na dalszy plan (Love In Itself), a ważniejsze staje się budowanie nowego porządku (Pipeline, And Then), walka o ochronę środowiska naturalnego (The Landscape Is Changing), a także ostrzeżenie przed zagładą nuklearną (Two Minute Warning). Sam tytuł płyty - Construction Time Again - to pochwała konstruktywnej pracy, zachęta do wzięcia kilofa w swoje ręce i budowania lepszego jutra. Tymczasem Some Great Reward (1984) jest bolesnym i pełnym ironii spojrzeniem na otaczającą nas rzeczywistość. Młody człowiek, obywatel świata, przy którego budowie brał tak czynny udział, czuje się nagle oszukany. Wraca do domu po pracy - i jaka "wielka nagroda" go czeka? Nuda, desperackie próby szukania rozrywki (Something To Do), brak przyjemności w ramionach dziewczyny (It Doesn't Matter, Somebody), świadomość otaczającego go kłamstwa (Lie To Me) i agresji (People Are People), w końcu nawet rozczarowanie religią (Blasphemous Rumours). Trudno o bardziej gorzką i przygnębiającą płytę. W dyskografii Depeche Mode ma ona charakter przełomowy, zaś jej tematyka - to również przełomowy okres w życiu dorastającego człowieka. Słabi staczają się lub popełniają samobójstwo. Silni stają się agresywni i nienawiścią odpłacają światu za doznane rozczarowania lub też próbują ratować swoje ideały, ratować siebie i innych. Taką próbę podjął też Martin Gore. Black Celebration (1986) - to walka o ludzką godność i ludzkie uczucia. Tytułowa "czarna uroczystość" jest ironicznym określeniem stosunków międzyludzkich. Może to być nawet małżeństwo. Uroczystość "czarna", jeśli potraktuje się ją powierzchownie. Martin Gore ostrzega przed miłością sprowadzoną wyłącznie do spraw seksu. Opowiada o tym, jak nie dopuścić do tego, aby różnica między nami i zwierzętami całkiem się nie zatarła. Seks to nie wszystko, to w zasadzie nic, jeśli nie towarzyszy mu jakiekolwiek wznioślejsze uczucie. Kolejnym logicznym krokiem jest Music For The Masses (1987). To już osiągnięcie pewnego stopnia wtajemniczenia, doświadczenia na tyle silnego, że pozwala wskazać drogę innym. Spreading news around the world - przekazywanie wieści światu - takie jest motto owej płyty, chyba najciekawszej i najdojrzalszej pod każdym względem w całym dorobku Depeche Mode. Piosenki mówią o konieczności wzajemnego poszanowania (Things You Said), o przyjaźni i potrzebie bycia razem (Never Let Me Down Again, I Want You Now), o kompromisach (Behind The Wheel), a także o wpływie, jaki mamy lub możemy mieć na innych (Sacred, Little 15). Na tym tle Violator (1990) wygląda nieco blado, gdyż w najlepszych momentach stanowi tylko powtórzenie wcześniej już sformułowanych poglądów. Tu też pojawiają się takie tematy jak seks (World In My Eyes), miłość (Blue Dress, Halo), pragnienie porozumienia idealnego i ostrzeżenie przed dwuznacznością słów (Enjoy The Silence), a także potrzeba religii (Personal Jesus). Jest też interesujący utwór Policy of Truth, przewrotnie ostrzegający przed nadmierną szczerością i zgubnym znaczeniem prawdy. Wszystko też prowadzi do oczyszczenia w finale (Clean).
Muzyczny rozwój Depeche Mode słychać nieuzbrojonym uchem. Po zaiste dyskotekowej landrynkowatości Speak and Spell, już A Broken Frame smakuje jak wytrawne wino - chociaż jeszcze nie końca sfermentowane. Construction Time Again i Some Great Reward stanowią ukoronowanie pierwszego etapu działalności zespołu, zawierają muzykę znakomitą, perfekcyjnie zaaranżowaną, bogatą melodycznie i wysmakowaną. Black Celebration to najwyraźniej brudnopis Music For The Masses, gdzie chłopcy poszli na całość, uzyskując niezwykłą swobodę w tworzeniu różnych nastrojów, a także próbując wykroczyć poza dotychczas wyznaczone granice (Pimpf). Zaś Violator to powrót do bardziej tradycyjnych rozwiązań i trudno uznać ją za rewelację. Płyta rzemieślniczo doskonała i pod każdym względem utrzymana na niezłym poziomie, pozbawiona jednak utworów na miarę Little 15, Pimpf czy Blasphemous Rumours. Albumy The Singles 1981-85 i 101 są tylko uzupełnieniem właściwej dyskografii. Pierwszy zawiera zbiór kilkunastu przebojów grupy z pierwszego okresu kariery, drugi jest udanym zapisem koncertu, który odbył się 18 czerwca 1988 roku w Rose Bowl w Pasadenie (USA). Jest też dowodem klasy scenicznej zespołu, wielkiej umiejętności nawiązywania kontaktu z publicznością. 30 lipca 1985 roku pp. Gore, Gahan, Wilder i Fletcher wystąpili też w Warszawie na Torwarze. Od tamtej chwili polscy fani, których jest bardzo, bardzo wielu, marzą tylko o jednym: aby Depeche Mode do nas powrócił. Marzenia czasem się sprawdzają, miejmy więc nadzieję, że na cierpliwych czeka "wielka nagroda".
|