Podczas konferencji przed 500 fanami i 100 dziennikarzami 16 czerwca w
Dusseldorfie Depeche Mode ogłosiło swoje plany koncertowe w Niemczech.
Tuż po konferencji klawiszowiec i gitarzysta Martin Gore oraz wokalista
David Gahan znaleźli chwilę na rozmowę...
Pytanie: Wbrew temu, co powiedzieliście na konferencji wygląda na
to, że prace nad nowym materiałem są w większej części ukończone. Jakie
napięcie czy nerwy towarzyszą tego typu wydarzeniom? I czy po 25 latach
nie przywykliście do nich?
Martin: To chyba pytanie do mnie. Dziś konferencje prasowe są dla
mnie jeszcze bardziej stresujące niż kiedyś. Wyglądają na bardzo
proste, niemniej to ciągle bardzo dziwne doświadczenie stać przed
tyloma ludźmi. I gdy ktoś zadaje pytanie nie masz zupełnie pojęcia
gdzie on siedzi i skąd ono dobiega. Szukasz wzrokiem twarzy, aby
połączyć ją z głosem. Uwierzcie mi: trudno jest odpowiedzieć komuś, nie
wiedząc gdzie on jest.
Pytanie: Mimo wszystko wydawałeś się tym rozbawiony...
Martin: Tak, ale to była jedyna linia obrony.
Pytanie: W tym roku obchodzicie ćwierćwiecze istnienia. Czy macie
zamiar świętować to w jakiś szczególny sposób? Być może jakąś wielką
imprezą?
Martin: więtowaliśmy kilka tygodni temu w Nowym Jorku. Były tam
osoby, które bardzo dobrze orientowały się w naszych początkach, znając
wszelkie liczby i daty. Na przykład naszego pierwszego koncertu. Miał
on miejsce 29 maja 1980 roku. Zamiast odpowiednio to świętować to
zajadaliśmy się smakołykami cały dzień aż do wieczora.
Pytanie: W greckiej restauracji?
Dave: (śmiech) Nie, w tajlandzkiej, a przynajmniej w jakiejś tego
rodzaju. Jeśli chodzi o greckie jedzenie, to więcej niż jego potrzebuję
zamawiam do domu. No i w końcu rodzice mojej żony są Grekami.
Pytanie: Czyli nie będzie wielkiego świętowania jubileuszu?
Dave: Będzie nim w pewnym sensie wydanie nowego albumu w
dwudziestopięciolecie działalności. Akurat w urodziny. Ale to nie
znaczy że choć trochę nie poświętujemy podczas trasy koncertowej.
Pytanie: Nie będzie was na Live 8 drugiego lipca w londyńskim Hyde
Parku? Czy w ogóle pojawicie się gdzieś w okolicy, robiąc fotografie do
nowego albumu...
Martin: Tak, zgadza się, w tej chwili nie jesteśmy w stanie grać
koncertów. Nie jesteśmy też tak głośni jak inni, którzy po prostu
siebie zagłuszają. Musimy przed występami na żywo przeszkolić
perkusistę i klawiszowca i przejść z nimi próby. A nie jest to po
prostu możliwe kiedy jesteśmy w środku sesji zdjęciowej do nowego
albumu. Nie mamy czasu aby przygotować się do występu na żywo, który z
chęcią byśmy dali.
Pytanie: A nie chcielibyście zobaczyć siebie w telewizji?
Dave: Gdybyśmy tam byli to byśmy także tam zagrali. Naprawdę. Ale w tej chwili musimy ukończyć nasz album. To najważniejsze.
Pytanie: Jak od strony wizualnej będzie wyglądała trasa? Czy już o tym myśleliście?
Dave: Tylko troszeczkę.
Martin: Na razie mamy jeden, niewyraźny pomysł. Pochodzi on od
Antona Corbijna i jest bardzo prosty. Będzie on bazował bardziej na
zespole niż każdym członku z osobna i bardziej na wymowie niż sile
koncertu. Będzie też pewnym rodzajem przygotowania samej sceny.
Prawdopodobnie nie będzie chórków, które mieliśmy podczas trzech czy
czterech ostatnich tras. W każdym razie jako zespół staniemy się
jednością a nie zbiorem jednostek.
Dave: Zaprezentujemy siebie jako Powertrio - wszystko musi być
właściwie ustawione, wszelkie sprawy wykonawczo techniczne aby nie było
wojen. Ale pomysł Antona sam w sobie jest bardzo interesujący, ponieważ
zupełnie inaczej przedstawi on stare piosenki, niż prezentowaliśmy je
dotychczas. Także od strony wizualnej. Ponownie będzie sporo wstawek
filmowych, ale zupełnie innych nich na poprzednich trasach.
Pytanie: Czy pokazanie zespołu jako całości jest dla was takie
ważne - czy to ma was połączyć po rozdzieleniu, wszędzie będzie jedna
scena?
Dave: Tak naprawdę nie sądzę abyśmy kiedykolwiek byli bliscy tego,
całkowitego rozdzielenia. Niemniej ludzie w kółko podgrzewali ten
temat.
Pytanie: Internet jest pełen tego...
Martin: Internet jest zapchany prawie przez same śmieci.
Dave: No właśnie. Zawsze robiliśmy sobie przerwę od siebie między
albumami i zawsze ją wytrzymywaliśmy. To bardzo proste, jesteśmy tacy,
że nie możemy się całkowicie poświęcić i skoncentrować na pracy -
staramy się nie patrzeć daleko w przyszłość i nie oglądać daleko za
siebie, ale koncentrować się na najlepszej muzyce, jaką mamy ze sobą w
danym momencie. I tak minęło nam 25 lat... Biorąc to pod uwagę takie
pytania już męczą, robimy razem muzykę już tak długo (śmieje się) że
cieszymy się po prostu chwilą.
Pytanie: Wraz z pojawieniem się albumu "Paper monsters" domagałeś
się większego wkładu w repertuar zespołu. Czy osiągnąłeś to co chciałeś
i jaki w ogóle jest tego efekt?
Dave: Oceniając to co się wydarzyło mogę powiedzieć że: kiedy
spotkaliśmy się ponownie od dłuższego czasu odbyliśmy szczegółową
rozmowę. I podjęliśmy decyzję, która bardzo nam pasowała. Fakt że
niektóre moje piosenki będą piosenkami Depeche Mode bardzo mi schlebia.
Mam nadzieję, że was zaskoczą.
Pytanie: Martin, czy dla ciebie jako jedynego twórcy utworów nie
jest niezwykłą ulgą, gdy masz kogoś obok kto mógłby cię w tym częściowo
wyręczyć?
Martin: Oczywiście! Pierwszy raz mamy więcej piosenek niż
potrzebujemy na album. To naprawdę ułatwia pracę. W przeszłości zawsze
mieliśmy problemy z dodatkowymi utworami, które miałyby pojawić się na
singlach. Teraz takich problemów nie mamy w ogóle.
Pytanie: A jaki to miało wpływ na muzykę? Co konkretnie wniósł Dave w brzmienie i ich klimat?
Dave: Utwory w wersji demo bardzo różniły się, każdy od siebie.
Niemniej Depeche Mode utrzymało je w pewnym brzmieniu. I tak naprawdę
trudno będzie je wyrwać z kontekstu całości albumu. One tam pasują. Ale
Ben Hillier, producent, poprowadził nas ku czemuś zupełne innemu, w
nowym kierunku. To było bardzo ekscytujące. Chcieliśmy pracować z kimś
kto popchnie nas bardziej do przodu i nie będzie się bał eksperymentów.
I on to zrobił.
Pytanie: Tak samo jak na albumie Blur "Think tank"?
Dave: Tak, Ben cały czas eksperymentował z dźwiękami, próbował
nowych rzeczy i podrzucał nieprawdopodobną ilość nowych pomysłów. I
zawsze kiedy Martin grał tylko na gitarze lub ja tylko śpiewałem on
próbował czegoś szalonego. Na przykład z różnymi mikrofonami, efektami
czy urządzeniami. Nawet gdy stworzył już jakiś dźwięk ciągle próbował
go jeszcze zmienić. I im bardziej ci to juz pasowało tym więcej jeszcze
to modyfikował. To bardzo wpłynęło na brzmienie albumu, któro jest
raczej eksperymentalne.
Pytanie: A czego słuchacie prywatnie, jeśli w ogóle macie na to czas?
Dave: Były to raczej różne rzeczy. Kupuję tyle nowych płyt ile
mogę, ale przeważnie jestem nimi rozczarowany. W tej chwili zadowala
mnie jedynie nowy album Gorillaz, jest bardzo interesujący. A inne?
Jest ich naprawdę mało.
Martin: Kupuję głównie płyty z muzyką elektroniczną, ponieważ
ciągle próbuję zabaw w DJa. Na przykład jutro na Sonar Festival.
Dlatego kupuję głownie płyty, które mógłbym zaprezentować podczas
takich występów. Ale w zasadzie lubię wszystko - jestem bardzo otwarty
na muzykę.
Pytanie: Ale tak naprawdę w muzyce niewiele się zmienia. Czy podobają się wam dźwięki retro w stylu White Stripes i spółki?
Dave: Ich muzyka bywa ekscytująca, znajduje się w niej sporo nowych
elementów. Ale oczywiście to co robią nie jest takie nowe. I jest to na
tyle proste, że rozwinęło się w coś większego. Niestety w dzisiejszej
muzyce liczy się ilość a nie jakość. Zawsze pozostaje masa płyt, które
są naprawdę ciężkie i w nowych warunkach nie wszystkie z nich mogą cię
zainspirować czy w ogóle do ciebie dotrzeć. Poza tym coś nowego bywa
lepsze od reszty. Na szczęście jest kilka wyjątków, które rozwijają się
w dobrym kierunku. Na przykład Radiohead i inni, którzy zaszli tak
daleko, że mogą robić co chcą i mieć pełne poparcie swojej wytwórni
płytowej. Ale to wyjątki. Wielu artystów nie ma dziś drugiej szansy,
jeśli za pierwszą nie sprzedadzą się dobrze.
Pytanie: Jakby to było, gdyby to zaczęło się dziś?
Dave: Pewnie byłoby to jeszcze trudniejsze. A nawet bardzo ciężkie...
Pytanie: Tak często jesteście w naszym kraju że może moglibyście co nieco powiedzieć po niemiecku?
Martin: (po niemiecku) Uczyłem się niemieckiego w szkole. I też
trochę gdy mieszkałem w Berlinie. Mam w Niemczech przyjaciela (śmieje
się trochę ciszej). Nie mówię dobrze po niemiecku, ale mówię jako tako.
Pytanie: A jak to wygląda u ciebie Dave?
Dave: Pamiętam (po niemiecku) "smażone jajka z pieczonymi ziemniakami i bez tostów". (śmiech)
Pytanie: Wróćmy do trasy - jak to jest że ma trwać ona tylko sześć
miesięcy, znacznie krócej niż zwykle? A może to tylko jej pierwsza
część?
Martin: Dla nas to i tak, jedna, długa, męcząca trasa.
Dave: Jeśli zsumujesz wszystkie jej koncerty, to trochę ich jest.
Ale zobaczymy co przyniesie czas. Nie mamy powodów aby planować coś na
dalszą przyszłość. To prawdziwa odpowiedź.
Pytanie: To co innego niż 18 miesięcy czy dwa lata, które w przeszłości dzieliły się na kawałki?
Martin: Zrobiliśmy to tylko raz i omal nas to nie zabiło - każdego z osobna. To była lekcja z której wyciągnęliśmy wnioski.
Dave: Moim zdaniem od tamtego czasu bardzo się zmieniliśmy. A poza tym byliśmy o wiele młodsi, to było prawie 15 lat temu.
Martin: To było oczywiście jedenaście, dwanaście lat temu.
Pytanie: Jesteście w tej chwili w środku nowej areny w
Dusseldorwie, mieszczącej 60 tysięcy ludzi. Czy myślicie że może ona
pomieścić jeszcze większą publiczność?
Dave: Och tak, oczywiście. Nie mogę uwierzyć (śmiech) że jest ona
naprawdę tak duża na jaką wygląda. Na pierwszy rzut oka jest ogromna,
ale jest tylko jeden stadion podobnego rozmiaru, dość długi i nie tak
wielki jak inne miejsca, w którym już graliśmy.
Pytanie: A jak wyglądają ceny biletów? Czy to prawda że chcieliście je utrzymać na niższym poziomie?
Dave: Do pewnego momentu wszystko jest możliwe. Ale tak naprawdę
cena nie zależy w końcu od nas, ale od innych czynników. Na przykład od
kosztów przygotowania sceny. Ale już w tej chwili próbujemy załatwić
wszystkie sprawy dotyczące wymagań odnośnie nagłośnienia.
Martin: Chwilowo opłaty za dostęp są zupełnie poza kontrolą. W
ostatnich dwóch latach stan ten pogorszył się. Nagłośnienie wymaga
wyłożenia naprawdę dużych sum, ale jakoś udaje się przez to przejść.
Choć nie jestem tego do końca pewien...
Pytanie: Czy jest konkretny powód takiego stanu rzeczy? Czy wzrosły koszty produkcji?
Dave: Nie, to nie to. Chodzi raczej o ilość środków i to ile
wymagają pieniędzy. Ale osobiście nigdy bym nie wpadł na pomysł aby
płacić nawet 250 dolarów nie ważne za co. Być może poza Cirque du
Soleil, który jest warty każdego centa. W innym przypadku nie dałbym aż
tyle za bilet. Nigdy!
Pytanie: Dlaczego supporty przed waszymi koncertami mają tak ciężko - szczególnie w Niemczech?
Martin: To nie tylko problem typowy dla Niemców. W całej Europie
nasze supporty miały ciężko. Ciągle pamiętam jak mieliśmy mieć trzy
koncerty w Paryżu z supportem w postaci Electrotribe 101. Wokalista
odmówił występu na drugim i trzecim koncercie, ponieważ zespół
obrzucono butelkami, pojemnikami i kapslami. Musieli zagrać
instrumentalny set, bardzo słaby.
Dave: Naprawdę trudno jest rozpocząć koncert przed zatwardziałymi
fanami głównej gwiazdy wieczoru. To nie takie proste. Jednym, który
zrobił przed nami dobre wrażenie był Tovey. Naprawdę mu to się udało.
Dał prosty występ, nie należąc do tych, którym najbardziej by zależało
na spodobaniu się publiczności. Zrobił swoje i zyskał respekt wśród
fanów Depeche Mode. Nie możesz wyjść na scenę i okazać słabości.
Pytanie: W Niemczech macie naprawdę oddaną publiczność, której wiek
rozciąga się od 10 do 50 lat. Czy myślicie że Depeche Mode stało się
zespołem, który wielbią całe rodziny?
Dave: To bardzo prawdopodobne, jeśli tylko muzyka przechodziła z
pokolenia na pokolenie. A na to by wyglądało. I powiem jedno: to dla
nas wielka radość i zaszczyt że nasi fani są tacy wierni.
Pytanie: Teraz powiedzcie z ręką na sercu: czy na trasie będziecie
spotykać się tylko na scenie, przebywając poza nią w oddzielnych
pomieszczeniach czy też będziecie widzieć się często w pokojach
hotelowych?
Dave: Samo przygotowanie do koncertu wymaga pewnej przestrzeni. Tak
naprawdę w pełnym biegu jesteś tylko przez dwie godziny na dobę, resztę
czasu spędzając w hotelu, odpoczywając przygotowując się lub śpiewając.
I następnego dnia znowu zmieniasz miejsce pobytu i zanim skończysz
przygotowania musisz wyjść na scenę.
Pytanie: Nie brzmi to za dobrze...
Dave: I takie nie jest. Podobnie było z moją solową trasą. Tym
razem pewnie będzie podobnie. Ale będziemy spędzać z sobą tyle czasu
ile będzie to możliwe...
Tłumaczenie » Ecnelis
Bei einer
Pressekonferenz vor 100 Journalisten und 500 Fans in der Düsseldorfer
Arena gaben Depeche Mode am 16. Juni 2005 die Daten ihrer kommenden
Deutschland-Tournee bekannt. (Am 20. Januar 2006 spielen die Jungs in
der Arena in Düsseldorf!, Anm. d. Red.). Anschließend nahmen sich
Keyboarder und Gitarrist Martin Gore und Sänger Dave Gahan noch Zeit
für einen kurzen Eins Live-Talk.
Eins Live:
Im Gegensatz zur Pressekonferenz wirkt ihr schon viel gelöster. Wieviel
Anspannung und Nervosität sind bei solchen Veranstaltungen im Spiel?
Schließlich müsstet ihr nach 25 Jahren doch längst daran gewöhnt sein
...
Martin: Sollte man meinen. Aber das Gegenteil
ist der Fall: Ich finde Pressekonferenzen heute sogar noch stressiger
als früher. Denn so einfach das auch aussieht, es ist doch ein sehr
merkwürdiges Erlebnis, vor so vielen Leuten zu stehen. Wenn dann jemand
eine Frage stellt, weißt du gar nicht, wo er oder sie sitzt. Und
deswegen suchst du erst einmal herum, um das Gesicht zur Stimme zu
finden. Glaub mir: Es ist ziemlich schwer, jemandem zu antworten, wenn
du nicht weißt, wo er ist.
Eins Live: Immerhin scheinst du es mit Humor zu nehmen ...
Martin: Ja, aber das ist ja auch die einzige Option.
Eins Live: Ihr habt dieses Jahr 25-jähriges Bandjubiläum. Werdet ihr das in irgendeiner Form feiern? Vielleicht mit einer großen Party?
Martin:
Wir haben das vor ein paar Wochen in New York gefeiert. Denn da gibt es
diesen Typen, der auch mal für uns gearbeitet hat und der einfach
wahnsinnig gut ist, was Zahlen und Daten betrifft. Er wusste zum
Beispiel das exakte Datum unseres allerersten gemeinsamen Konzerts. Das
war am 29. Mai 1980. Und deswegen haben wir an dem Tag nett zu Abend
gegessen, um das entsprechend zu feiern.
Eins Live: Ein griechisches Restaurant?
Dave (lacht):
Nein, es war Thai. Oder zumindest eine Art Thai. Griechisches Essen
bekomme ich zu Hause mehr als genug. Schließlich sind die Eltern meiner
Frau Griechen.
Eins Live: Aber so etwas wie eine Jubiläumsshow wird es nicht geben, oder?
Dave:
Es ist einfach so, dass die Veröffentlichung unseres nächsten Albums
mit diesem 25. Geburtstag zusammenfällt. Von daher kommen wir gar nicht
umhin, das mit der Tour zumindest ein bisschen zu feiern.
Eins Live:
Wie kommt es eigentlich, dass ihr nicht bei Live 8 am 2. Juli im
Londoner Hyde Park auftretet? Schließlich seid ihr ohnehin vor Ort, um
die Aufnahmen am neuen Album abzuschließen ...
Martin:
Das stimmt schon, aber wir sind momentan nicht in der Lage, live zu
spielen. Und wir sind ja auch nicht wie viele andere Bands, die sich
einfach hinstellen und jammen. Wir müssen erst einmal den Drummer und
den Keyboarder einarbeiten und dann noch ausführlich proben. Und das
ist einfach unmöglich, solange wir mitten in den Aufnahmen zum neuen
Album stecken. Da ist einfach keine Zeit, um sich zusätzlich auf eine
Show vorzubereiten. So gerne wir das auch machen würden.
Eins Live: Schaut ihr euch das Ganze denn zumindest im Fernsehen an?
Dave:
Wenn wir da wären, würden wir auch spielen. Ehrlich. Aber momentan
müssen wir unser Album beenden. Das hat allerhöchste Priorität.
Eins Live: Wie steht es denn mit der visuellen Umsetzung der Tournee? Habt ihr euch schon Gedanken gemacht, wie das Ganze aussehen könnte?
Dave: Nur ein bisschen.
Martin: Es ist nur eine sehr, sehr vage Idee. Sie stammt von Anton Corbijn (bekannter Fotograf, Amn. der Red.)
und ist sehr simpel. Sie basiert darauf, uns wieder mehr als Einheit,
sprich als Band zu zeigen. Eben durch die Art, wie die Bühne aus- und
hergerichtet ist. Wahrscheinlich verzichten wir auch auf
Backing-Singer, wie wir sie auf den letzten drei bis vier Tourneen
dabei hatten. Allein dadurch kommen wir wieder mehr als Einheit rüber.
Dave: Wir
präsentieren uns als richtiges Powertrio - und müssen uns schon ein
bisschen verrenken, um das Performance-technisch hinzukriegen. Aber
Antons Idee ist allein deshalb interessant, weil wir die alten Songs
dadurch mal ganz anders performen würden, als wir es bislang immer
getan haben. Und das schlägt sich dann auch visuell nieder. Wir werden
zwar wieder eine Art Film einspielen, aber doch ganz anders als früher.
Eins Live: Da euch die Darstellung als Einheit so wichtig ist: Standet ihr wirklich vor der Trennung, wie allerorts behauptet wird?
Dave: Ich glaube nicht, dass wir je wirklich davor waren, uns zu trennen. Trotzdem wärmen die Leute das Thema immer wieder auf.
Eins Live: Das Internet ist voll davon ...
Martin: Das Internet ist vor allem voll mit irgendwelchem Mist.
Dave:
Das stimmt. Wir bewegen uns halt von Album zu Album, und so haben wir
es immer gehalten. Ganz einfach, weil das unsere Art des möglichst
konzentrierten Arbeitens ist - wir versuchen, nicht zu weit voraus zu
denken und uns zu sehr auf die Vergangenheit zu versteifen, sondern die
beste Musik zu machen, die wir in dem Moment in uns haben. Und auf
diese Weise sind 25 Jahre vergangen. Insofern ist es schon eine
ermüdende alte Frage, wenn man bedenkt, dass wir jetzt schon so lange
gemeinsam Musik machen. (lacht) Wir genießen einfach den Augenblick.
Eins Live:
Dabei hast du mit Erscheinen deines Solo-Debüts "Paper Monsters" auch
mehr Einfluss auf das Songwriting der Band gefordert. Hast du dich
durchgesetzt - und wie wirkt sich das aus? Dave:
Ich schätze mal, es ist Folgendes passiert: Als wir wieder
zusammengekommen sind, haben wir uns erst einmal lange und ausführlich
unterhalten. Und dann haben wir eine Entscheidung getroffen, mit der
wir alle sehr glücklich sind. Und wenn ich tatsächlich einige meiner
eigenen Songs auf dem Album unterbringen kann, dann fühle ich mich sehr
geschmeichelt. Lass dich also einfach überraschen.
Eins Live:
Martin, ist es für dich als Haupt-Songwriter nicht eine ungemeine
Erleichterung, jemanden neben dir zu haben, der ebenfalls Stücke
beisteuert?
Martin: Aber sicher! Schließlich ist
es das erste Mal überhaupt, dass wir mehr Songs zur Verfügung haben,
als wir für ein Album brauchen. Was die Sache wirklich leichter macht.
In der Vergangenheit hatten wir immer große Probleme, Extra-Tracks für
Singles an den Start zu bringen. Das haben wir diesmal definitiv nicht.
Eins Live: Und wie wirkt sich das musikalisch aus? Welchen konkreten Einfluss hat Dave auf den Sound der Band?
Dave:
Nun, als wir erste Song-Demos aufgenommen haben, war das schon ein
bisschen anders. Trotzdem haben Depeche Mode einen bestimmten Sound.
Und es ist nicht gerade leicht, sich von dem zu lösen. Er ist einfach
da. Aber Ben Hillier, der Produzent, hat uns doch in eine etwas andere,
neue Richtung geführt. Und genau das ist das Aufregende und Spannende
daran, mit Leuten wie ihm zu arbeiten. Genau das wollten wir ja auch.
Wir wollten mit jemandem arbeiten, der uns mehr nach vorne pusht und
mehr experimentiert. Das hat er definitiv getan.
Eins Live: Genau wie auf Blurs "Think tank"?
Dave: Ja,
Ben experimentiert einfach gerne mit Sounds, versucht ständig neue
Sachen und liefert unglaublich viele frische Ideen. Und selbst, wenn
Martin einfach nur Gitarre spielt oder ich singe, hat er immer
irgendetwas Verrücktes probiert. Etwa mit unterschiedlichen
Mikrophonen, Prozessoren oder Boxen. Eben, um einen bestimmten Sound zu
kreieren, der sich immer weiter verändert. Und je mehr du damit
rumspielst, desto mehr verändert er sich. Genau das hat den Sound
dieses Albums beeinflusst - er ist einfach ziemlich experimentell. Eins Live: Was hört ihr momentan privat - sofern ihr überhaupt dazu kommt?
Dave:
Eine Menge unterschiedliches Zeug. Ich versuche ganz bewusst, so viele
neue Platten zu kaufen wie eben möglich, bin aber meistens ziemlich
enttäuscht. Richtig gut ist eigentlich nur das neue Gorillaz-Album, das
gerade rausgekommen ist. Das ist sehr interessant. Aber ansonsten?
Herzlich wenig ...
Martin: Ich kaufe eine Menge
elektronische Musik, weil ich mich ja nebenbei noch ein bisschen als DJ
versuche. Etwa morgen Abend beim Sonar Festival. Deswegen kaufe ich
hauptsächlich Platten, die ich bei solchen Events auflegen kann. Aber
im Grunde mag ich eigentlich alles - ich bin da sehr offen.
Eins Live: Aber in Sachen Rockmusik passiert doch nicht wirklich viel. Oder steht ihr auf den Retro-Sound der White Stripes & Co.?
Dave:
Ich finde, es ist allein deshalb eine aufregende Zeit, weil es wieder
viele neue Bands gibt. Aber das, was sie da machen, ist natürlich gar
nicht so neu. Und es dauert einfach seine Zeit, um sich als Band zu
entwickeln. Leider ist es im gegenwärtigen Musikgeschäft so, dass da
Quantität statt Qualität gefragt ist. Da werden so viele Platten
veröffentlicht, dass es wirklich schwer ist, immer auf dem neuesten
Stand zu bleiben und du eigentlich gar nicht die Chance hast, dich
richtig für eine Band zu begeistern. Eben, weil ständig etwas Neues,
Besseres, Anderes da ist. Zum Glück gibt es ein paar Ausnahmen, die
sich permanent weiterentwickeln. Wie Radiohead und einige andere, die
so weit gekommen sind, dass sie einfach machen können, was sie wollen,
und trotzdem die volle Unterstützung ihrer Plattenfirma haben. Aber das
ist die Ausnahme. Viele Bands erhalten heute erst gar keine zweite
Chance mehr, wenn es nicht gleich beim ersten Mal richtig klappt.
Eins Live: Wie wäre es, wenn ihr heute anfangen würdet?
Dave: Wahrscheinlich wäre es viel, viel schwieriger. Wahrscheinlich sogar richtig hart.
Eins Live: So oft wie ihr hierzulande zu Besuch seid, sprecht ihr doch bestimmt ein wenig Deutsch, oder?
Martin: Ich habe deutsch in der Schule gelernt! Und ich habe eine Weile in Berlin gewohnt. Damals hatte ich eine deutsche Freundin (lacht laut los). Ja, ich spreche nicht gut Deutsch, aber ich spreche okay Deutsch.
Eins Live: Wie steht es mit dir, Dave?
Dave: Ich bleibe bei "Spiegelei mit Bratkartoffeln, ohne Toast". (lacht)
Eins Live:
Zurück zur Tour: Wie kommt es, dass sie mit knapp sechs Monaten schon
ein bisschen kürzer ausfällt als in der Vergangenheit? Oder ist das nur
der erste Teil?
Martin: Also für uns ist das schon eine verdammt lange Tour.
Dave:
Wenn du die ganzen Shows zusammenrechnest, sind das schon einige
Konzerte. Aber wir warten einfach mal ab, wie es läuft. Wir haben nicht
vor, uns noch länger zu binden und ganz weit voraus zu planen. Das ist
die wahre Antwort.
Eins Live: Im Gegensatz zu den 18 Monaten oder zwei Jahren, die ihr früher am Stück abgerissen habt?
Martin:
Das haben wir nur einmal gemacht und es hätte uns beinahe umgebracht -
und zwar jeden Einzelnen von uns. Von daher haben wir unsere Lektion
gelernt.
Dave: Ich schätze, wir haben uns seitdem alle
ziemlich verändert. Schließlich waren wir viel, viel jünger. Das ist ja
fast 15 Jahre her.
Martin: Also elf, zwölf Jahre ist das bestimmt her.
Eins Live:
Jetzt steht ihr mitten in der neuen Arena in Düsseldorf mit knapp
60.000 Plätzen. Viel größer kann es doch gar nicht mehr werden, oder?
Dave: Oh doch, natürlich. Das kannst du mir glauben. (lacht)
Diese Arena ist eigentlich gar nicht so groß, wie sie aussieht. Auf den
ersten Blick ist sie riesig, aber im Grunde doch nur ein Stadion von
durchschnittlicher Größe und längst nicht so riesig wie andere Orte, an
denen wir schon gespielt haben.
Eins Live: Wie steht es mit Ticketpreisen? Stimmt es, dass ihr zumindest versucht, sie etwas niedriger zu halten?
Dave:
Soweit das überhaupt möglich ist. Aber letztendlich hängt das natürlich
nicht von uns ab, sondern von allen möglichen Faktoren. Wie zum
Beispiel der Bühnen-Produktion. Aber wir versuchen schon, deutlich
unter dem zu bleiben, was die meisten Bands derzeit verlangen.
Martin:
Denn momentan sind Eintrittspreise doch völlig außer Kontrolle. Gerade
in den letzten zwei Jahren ist es richtig schlimm geworden. Die meisten
Bands verlangen einfach unglaubliche Preise und irgendwie kommen sie
damit durch. Aber ich halte das nicht für richtig.
Eins Live: Gibt es denn irgendeinen Grund dafür? Etwa deutlich gestiegene Produktionskosten?
Dave:
Nein, die gibt es nicht. Es ist einfach nur so, dass eine Menge Bands
meinen, sie könnten wer weiß wie viel Geld verlangen. Aber ich
persönlich käme nie auf die Idee, bis zu 250 Dollar zu bezahlen - egal,
für was. Außer vielleicht den Cirque du Soleil, der ja wahnsinnig
unterhaltsam und jeden Cent wert ist. Ansonsten würde ich nie so viel
für ein Ticket hinblättern. Nie!
Eins Live: Und wie kommt es, dass es Support-Acts bei euren Konzerten immer so schwer haben - gerade in Deutschland?
Martin:
Das ist kein typisch deutsches Problem. Eigentlich haben es unsere
Support-Acts in Europa immer sehr schwer. Ich erinnere mich noch, wie
wir Electrotribe 101 dabei hatten und drei Nächte nacheinander in
Paris-Bercy gespielt haben. Da hat sich der Sänger am zweiten und
dritten Abend schlichtweg geweigert, auf die Bühne zu gehen, weil er am
ersten Abend mit Flaschen, Bechern und Münzen bombardiert worden war.
Sie mussten dann ein Instrumental-Set spielen, die Ärmsten.
Dave:
Es ist wirklich schwierig, die Show für eine andere Band zu eröffnen,
besonders vor deren Hardcore-Fans. Das ist für keine Band leicht. Der
Einzige, der bei uns eine richtig gute Figur gemacht hat, war Frank
Tovey. Der hat es wirklich gebracht. Ganz einfach, weil er nicht die
Art von Performer ist, der sich vom Publikum irgendetwas gefallen
lässt. Er ist einfach da rausgegangen und hat seine Show abgezogen.
Dadurch hat er sich den Respekt des Depeche Mode-Publikums verdient. Du
kannst nicht auf die Bühne gehen und irgendwelche Schwächen zeigen.
Eins Live:
Wobei ihr in Deutschland ein extrem treues Publikum habt, das sich
altersmäßig von zehn bis 50 Jahre erstreckt. Sind Depeche Mode schon
eine richtige Familienband?
Dave: Es scheint
wirklich so, als würde die Musik von Generation zu Generation
weitergereicht. Das sieht so aus. Und ich kann nur sagen: Es
schmeichelt uns sehr, dass unsere Fans so loyal sind.
Eins Live:
Hand aufs Herz: Geht ihr auf Tour eigentlich noch vor die Tür und
schaut euch die Orte an, wo ihr spielt, oder verschanzt ihr euch die
ganze Zeit im Hotelzimmer?
Dave: Nun, so eine Show
auf die Beine zu stellen, wie wir sie bieten, verlangt schon eine ganze
Menge Vorbereitung. Klar bist du letztlich nur zwei Stunden pro Abend
auf der Bühne, aber in der restlichen Zeit bist du im Hotel, ruhst dich
aus, bereitest dich vor oder singst dich ein. Und am nächsten Tag
wachst du auf, reist zum nächsten Auftrittsort, absolvierst deinen
Soundcheck und ehe du es mitkriegst, ist es schon wieder Zeit, auf die
Bühne zu gehen.
Eins Live: Klingt ja nicht wirklich spannend ...
Dave:
Nicht wirklich. Und deswegen habe ich auf meiner Solo-Tour auch wieder
damit angefangen, ein bisschen rauszugehen und mir die Orte anzusehen,
in denen ich gespielt habe. Das werden wir diesmal fortsetzen. Wir
schauen uns so viel an wie eben möglich.
von Marcel Anders
|