The Singles 86 > 98 Interview |
Wywiad pochodzi z boxsetu promującego płytę "Singles 86 > 98", w skład którego wchodzą: wywiad na płycie CD, "The Singles 86 - 98 PROMO" na dwóch CD, kaseta video "A Short Film", oraz krótka historia i dyskografia DM. Całość zapakowana w czarne pudełko z wytłoczonym napisem DM 86 > 98
Album "The Singles 86 > 98" obejmuje ponad jedną dekadę, dlaczego uznaliście, że jest to właściwy moment do wydania tej kompilacji?
David Gahan: Właściwie zastanawialiśmy się nad zrobieniem tego od pewnego czasu. Kiedy wydaliśmy "Ultra", postanowiliśmy nie robić trasy z płytą, co jak sądzę było dobrą decyzją. Nie robiliśmy tego od pięciu lat. Dlatego uważam, że pomysł z "singlami" jest niezły. Przedstawiamy to co zrobiliśmy i dodajemy kilka nowych piosenek i może w tym wypadku trasa nie byłaby złym pomysłem, dlatego, że teraz możemy w to włożyć całą energię jaką wkładamy w nowe utwory. Na tym albumie są piosenki z całego dziesięciolecia, a to dużo czasu i dużo zmian.
Andy Fletcher: Uznaliśmy, że jest to duże osiągnięcie - wydać album "The Best". Szczególnie, że okres od 1986 do 1998 roku uznaliśmy za najlepszy w naszej karierze.
Piosenki na tym albumie pochodzą z ostatnich 12 lat. Jak sądzicie co je łączy w jedną całość?
Alan Wilder: Jeśli słuchasz tych piosenek w kolejności, to na pewno wychwycisz jakąś kontynuację dźwięku. Poza tymi wszystkimi zmianami, a było ich sporo. Ale mimo tego, mimo tych zmian, wszystkie te piosenki są zbliżone do siebie, czuje się w nich że wszystkie są Martina, obojętnie co zespól zrobił, bądź zrobi jako Depeche Mode. Zawsze gdy przystępujemy do nagrania nowego albumu, stoimy przed wyzwaniem, żeby nie zrobić kolejnych wersji tego co już mamy na koncie, chcemy zrobić coś odmiennego - choć tego od nas nikt nie wymaga. Mimo to ciągle jesteśmy instynktownie
odbierani i odczytywani jako Depeche Mode.
Nie koncertowaliście ze swoim ostatnim albumem "Ultra". Czy to dobry pomysł?
Martin Gore: Myślę, że tak. Nie sądzę żeby było dla nas dobre, aby jechać w trasę koncertową po wydaniu ostatniego albumu. Ponieważ spędziliśmy 15 miesięcy w studiu i wyjazd w trasę zabrałby nam kolejny olbrzymi kawał naszego życia. Teraz trasa jest dobrym pomysłem, ponieważ nie siedzieliśmy tak długo w studio, mieliśmy tylko 6-8 tygodni, żeby zrobić te parę nowych kawałków, więc teraz czujemy się świeżo.
W jakim kierunku idzie zespól w "Only When I Lose Myself"?
Martin Gore: To jest ballada i raczej wolna jak na nas. Te kolejne single również są takie. No i były nagrywane w całkiem miłej atmosferze.
David Gahan: Ja sądzę, że to jest kontynuacja tego co dokonaliśmy na poprzedniej płycie, tyle tylko że nieco delikatniejsze. Podczas nagrywania "Ultra"' zyskałem dużo więcej pewności siebie jeśli chodzi o moje śpiewanie... Czułem, że zrobiłem coś dla siebie, a nie dla wszystkich innych. Postawiłem sobie wyzwanie: Chcę być jeszcze lepszy, ulepszyć coś, ponieważ od dłuższego czasu czułem, że niczego nie ulepszyłem. Na szczęście nadarzyła się taka okazja jaką było nagranie "Ultra". Miałem wrażenie, że robię coś co bardzo pasuje i jest tym brzmieniem Depeche Mode. Także z "Only When I Lose Myself" miałem bardzo dobre przeczucia - dużo myślałem o słowach, o tym jak je odbieram. Sądzę, że wszyscy jakoś na siebie wpływamy, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy i dlatego zespół ciągle działa.
Czy początkowo mieliście świadomość ile swobody dała wam MUTE i Daniel Miller?
Martin Gore: Zawsze powtarzałem, że mieliśmy dużo szczęścia. Chyba jakiś instynkt podpowiedział nam żeby wybrać MUTE. Mamy do nich duże zaufanie. Zrobiliśmy z nimi singiel, który dobrze się sprzedawał. Wolność jaką nam dala nasza wytwórnia fonograficzna jest niewiarygodna. Nigdy nie wywierano na nas żadnego nacisku.
Andy Fletcher: To bardzo ważne dla nas być razem z MUTE Records. Mogliśmy nagrywać tak jak nam to odpowiadało, nie musieliśmy się śpieszyć i mogliśmy się rozwijać Niewiele jest grup na świecie, które mogą sobie pozwolić na pracę w taki sposób.
"Dreaming Of Me" jest waszym pierwszym singlem. Czy wtedy zaspokoiło to wasze ambicje?
Andy Fletcher : Nigdy me sądziliśmy, że wydamy, jakiś singiel. To było naprawdę niesamowite, wejście na listy na pozycję 40 i kiedy wracaliśmy do domu, a w lokalnym disco słyszysz jak ludzie się bawią przy naszych kawałkach - nawet teraz te ekscytujące wspomnienia wracają. Nie oznacza to, że nic doświadczamy już takich ekscytacji, ale wtedy było to zupełnie nowe. Wiesz wtedy zawsze jest najlepszy czas.
Kiedy patrzycie wstecz na takie rzeczy jak "New Life" lub "Just Can't Get Enough", czy to tylko nostalgia czy też odczuwacie jakieś "kręcenie"?
Andy Fletcher : Jasne, że tak. Spójrzcie na te wszystkie teledyski z tego czasu - byliśmy wtedy 18-sto, 19-sto latkami. Ale musieliśmy dorosnąć publicznie.
Czy to Vlnce Ciarke był twórczą iskrą w "Speak & Spell"?
Martin Gore: Tak absolutnie on był tą wiodącą siłą w zespole i to od samego początku. Po jego odejściu pojawił się wielki znak zapytania co będzie dalej. On był tym, który miał najwięcej pasji w zrobieniu czegoś. To on woził taśmy demo do wytwórni fonograficznych. Myślę, że miałem problemy z byciem takim pasjonatem. Sądziłem, że to tylko moda na zespól i nie pisałem piosenek wiec nie byłem w nic tak zaangażowany. Tak naprawdę to było to coś co tworzył Vince więc jest zrozumiale, że to on był siłą napędową grupy.
Kiedy Vlnce Ciarke odszedł po nagraniu "Speak & Spell", czy martwiliście się o to co będzie dalej?
Martin Gore: Sądzę, że mieliśmy dużo szczęścia bo byliśmy bardzo młodzi i bardzo naiwni. Zarezerwowaliśmy studio, bo mieliśmy nagrywać singla. Myślę, że nawet nie myśleliśmy o tym, że możemy nie odnieść sukcesu. Gdyby odszedł może jakieś 5 lat później bylibyśmy w chaosie ponieważ znacznie więcej byśmy o tym myśleli.
"Broken Frame" był waszym drugim albumem. Po wydaniu tych wczesnych hitowych kawałków mieliście uczucie, że stajecie się gwiazdą muzyki pop?
Martin Gore: Myślę, że po wydaniu "The Meaning Of Love" zaczęliśmy sobie to uświadamiać. Pamiętam, jak przylatywaliśmy z Ameryki i po wylądowaniu zadzwoniliśmy do Daniela dowiedzieć się na której jesteśmy pozycji i nagle okazało się, że chyba na 12, spodziewaliśmy się, że jak wrócimy to będziemy na 2, a spadliśmy na 18 i pomyśleliśmy, że to się nie powinno wydarzyć. Myślę, że wtedy zaczęliśmy czuć się trochę jak gwiazdy pop, a to było coś co nas sprowadziło na ziemię.
Andy Fletcher: W tym czasie także występowaliśmy w TOP OF THE POPS i było to naprawdę fantastyczne. Znaczenie mają także nasze stosunki z MUTE Records. Oni nigdy nie traktowali nas jako megagwiazdy. Do TOP OF THE POPS pojechaliśmy metrem i to było normalne. Więc to było to co trzymało nas na normalnym poziomie. Nasz drugi album nie sprzedawał się tak dobrze jak pierwszy i dlatego wielu ludzi uważało, że jesteśmy skończeni, szczególnie po odejściu Vince'a, który odnosił ogromne sukcesy z YAZOO. Wielu ludzi mówiło nam, że jesteśmy skończeni. Było wiele nowych rzeczy związanych z trzecim albumem. Na przykład pojawił się sampler. To było coś zupełnie nowego i twórczego dla nas. Więc Martin zaczął pisać piosenki na cały album i była masa rzeczy, które działy się w tym czasie. To są powody, dla których "Construction Time Again" jest lak naprawdę naszym pierwszym własnym albumem.
Czy "Construction Time Again" było " sprężyną" w rozwoju Depeche Mode?
Andy Fletcher : Nie sądzę, żeby to było największe wydarzenie, to był początek. Ale to był dobry początek- Poczuliśmy się dużo lepiej i pewniej. Polecieliśmy do Berlina, aby zmiksować album. To było coś zupełnie nowego dla nas, zobaczyć takie miasto. Mieliśmy bardzo dobre przeczucia. Zaczęliśmy być wydawani w Europie. Nie musieliśmy być jedynie popularni w Anglii, był także inny świat. Następne 12 lat spędziliśmy na zyskiwaniu popularności poza granicami Anglii. I dało nam to dużo więcej satysfakcji szczerze mówiąc.
Martin Gore: Myślę, że było w tym czasie kilka wynalazków instrumentalnych związanych z samplerem. Pierwszy album, który bazował na syntezatorach. Staliśmy się również starsi i mądrzejsi. Może trochę bardziej interesujący, może nieco głębsi, co nie oznacza, ze wcześniej byliśmy płytcy.
Jak wynalezienie samplera wpłynęło na waszą muzykę?
Martin Gore: Kiedy po raz pierwszy zaczęliśmy samplować, było to takie cudowne. Chcieliśmy samplować wszystko co się dało i to zawsze była świetna zabawa. Chodzenie i nagrywanie nowych dźwięków, a później wracanie i wkładanie ich do samplera. Ponieważ to było coś nowego, było to także bardzo ekscytujący czas.
Czy zdawaliście sobie sprawę z tego, że byliście pionierami nowego sposobu nagrywania, przy pomocy samplera?
Andy Fletcher : Nie wtedy nie. Ale parę lat później, kiedy pojechaliśmy do Detroit. W klubie gdzie było parę czarnych dzieciaków, zdaliśmy sobie sprawę z tego, że zrobiliśmy coś właściwego, że zaczęliśmy coś.
Alan Wilder: Istnieje taka różnica między Depeche Mode, a kulturą dance i techno. I tak naprawdę ja tego nie rozumiem. Ludzie pytają nas: Czy nie zdajecie sobie sprawy z tego jaki mieliście wpływ? Ja nigdy tego nie rozumiałem, ponieważ dla nas, a na pewno dla mnie, technika była najważniejszym aspektem grupy. Było coś co powinno się wykorzystać i wchłonąć. To co było najważniejsze to piosenki i według mnie ciągle są najważniejsze. Chcieliśmy wykorzystać jak najwięcej różnych dźwięków, elektroniki i innych. Robiliśmy coś w rodzaju płyt opierających się na piosenkach. Nagle odkryliśmy wpływ techno i dance, które były dla nas zupełnie obce. I nadal nie rozumiem tego połączenia. Powiedziałbym, że muzyka dance ma dużo więcej wspólnego z prekursorami muzyki elektronicznej jak: KRAFTWERK, TANGERIME DREAM, niemieckimi zespołami elektronicznymi z lat 70-tych.
Czy uważacie się za przedstawicieli elektronicznej?
Alan Wilder: Tak myślę, że tak można powiedzieć, że Depeche Mode postało na bazie takich grup elektronicznych jak KRAFTWERK i innych. W połączeniu z etosem punk rocka, który stworzył te prawie rockowe piosenki wspólnie z tym elektronicznym wpływem.
Waszym pierwszym sukcesem w USA była kompozycja "People Are People", która weszła od razu na pozycję 13 listy. Jak zareagowaliście na ten amerykański sukces?
Andy Fletcher: Ameryka był dla nas ogromnym zaskoczeniem i szokiem. Mieliśmy tam dwie krótkie trasy koncertowe. Druga była kompletną klęską. Dave miał usuwany tatuaż i coś poszło nie tak więc miał przez cały czas problemy. Gdy opuszczaliśmy Amerykę to powiedzieliśmy sobie, że nie ma szans, by Ameryka kiedykolwiek zaakceptowała nasza muzykę, była zbyt rockowa Nie byliśmy w Stanach przez 4 lata i nagle zaczęliśmy tam sprzedawać nasze kawałki. I naprawdę nie mogę powiedzieć dlaczego, naprawdę myśleliśmy, że nigdy nie pozyskamy amerykańskie] publiczności.
Jak sądzicie dlaczego zdobyliście taką popularność w Ameryce?
Andy Fletcher: Myślę, że to co się stało jest historią alternatywnego radia w USA. Zaczęli nadawać na początku lal 80-tych i stali się potężną silą. To było coś nowego, coś czego me było jeszcze w tym kraju. I oni grali takich artystów, których nikt nigdy w USA nie słyszał. A my byliśmy głównym zespołem tego radia. Właściwie zmieniliśmy oblicze amerykańskiego radia.
Alan Wilder: Zanim doszliśmy do "Black Celebration" nie było równowagi pomiędzy publicznością koncertową, a sprzedażą płyt - mówiąc o Ameryce. I myślę, że ten brak równowagi musiał rozsypać to wszystko. Tak wielu ludzi przychodziło na koncerty aby obejrzeć zespół i tak rzadko grano go w radiu. Było bardzo wielu ludzi, którzy szukali czegoś innego niż to co mogli usłyszeć w radiu. I zespoły takie jak my czy THE CURE. My trafiliśmy do tej publiczności i mogliśmy zapełniać stadiony na 20 tys. osób bez grania w radiu. Później mając takie podstawy możesz mieć wszystko.
Trudno jest zrozumieć te reakcje chemiczne jakie zachodzą w zespole. Jak byście je opisali?
Andy FIetcher: Depeche Mode było bardzo niezwykłą grupą jeśli chodzi o składniki. Osoby tworzące grupę były raczej indywidualnościami. W jakiś sposób ta grupa ludzi pasowała do siebie i potrafiła stworzyć coś co się podobało. To pytanie na które nie da się odpowiedzieć. Byliśmy raczej niezależni. Ja nie jestem pisarzem, a Martin z całą pewnością tak. Martin nie jest zaangażowany w produkcję, w brzmienie, a ja jestem. Dave jest wokalistą i nie wtrąca się w pisanie. Wszyscy mieliśmy konkretne rzeczy do zrobienia i
myślę, ze wiedzieliśmy co kto ma robić, tak by nie deptać sobie po nogach.
Czy myślicie, że muzyka Depeche Mode ciągle się rozwijała?
Andy FIetcher: Myślę, że zestaw piosenek na " Black Celebration" jest po prostu fantastyczny. Wszystkie to klasyka chociaż żadna z nich nie jest czysto komercyjna. Śliczne piosenki i świetne teksty. Myślę, że wielu wielbicieli zespołu uważa, że to nasz najlepszy album To płyta o bardzo silnym image.
Martin Gore: Nie mam ważenia, że popychaliśmy coś szczególnego do przodu. Myślę, ze najbardziej drastyczna zmiana przyszła wraz z "Black Celebrarion". Ale od tego momentu wszystkie nasze płyty miały siłę. Na "81 - 85" jest parę rzeczy, które mi się naprawdę nie podobają. Ale tak naprawdę jestem dumny z tego naszego raportu. Więc naprawdę się ucieszyłem, że pierwszy był album ,,81 - 85" i ten następny też będzie najprawdopodobniej równie dobry.
Czy płyta "Music For The Masses"' była istotna dla waszego rozwoju w zespół, który nagle był w stanie zapełnić stadiony?
Andy FIetcher: Podjęliśmy ryzyko jako zespół. "Music For The Masses". To miało być dowcipne. To się wzięło z albumu "Musie For The Millions" i pomyśleliśmy, ze to będzie śmieszne. Zaczęliśmy tracić kontakt z publicznością. Ale ten konkretny występ, szczególnie publiczność która była wtedy z nami, był po prostu niesamowity. Album nie był najlepszy dla nas, ale dla muzyki alternatywnej w Stanach.
Dave Gahan : Było tam około 70 tys. ludzi. Naprawdę denerwowaliśmy się tym występem, ale kiedy już występowaliśmy nic nie miało już znaczenia. Nie graliśmy specjalnie dobrze, mój glos się załamywał. To było tak, że wszystko poszło źle podczas koncertu. A le to było jak wydarzenie. Właściwie to trudno jest to opisać jak to jest być tam, ale myślę, że ludzie którzy byli na koncercie byli jego częścią. Czuli ten moment. Nagle jakby się zawiesiłem i próbowałem to ukryć. I przez jakąś minutę stałem i patrzyłem i w tym jednym momencie wszyscy unieśli ręce do góry. I może zabrzmi to tanio, ale oblał mnie zimny pot. Po prostu się zatrzymałem. Nie miało znaczenia, że śpiewałem. Wróciłem za kulisy, moja żona tam była i pamiętam, że zacząłem płakać nie wiem dlaczego Byłem szczęśliwy, smutny nie wiem. Pamiętam ten moment, był naprawdę miły. Usiedliśmy razem. Także mój syn tam był, miał wtedy około 3 miesięcy. Jest w filmie. Na filmie nie możesz tego zobaczyć, ale kiedy to oglądam mam gęsią skórkę. Dlatego, ze pamiętam to doświadczenie i nagrywanie albumu. Połączenie wszystkiego: wyczerpania, smutku, radości. To był ostatni występ na tej trasie. To były specjalne chwile. Prawie 20 lat byliśmy razem. Nie wiedzieliśmy co się wydarzy, ale to były cudowne chwile.
W tym czasie byliście najprawdopodobniej największym alternatywnym zespołem na świecie. Postanowiliście zrobić dokument z waszej "101" - trasy koncertowej. Dlaczego wybraliście D. A. Pennebaker'a aby nakręcił ten film?
Andy Fletcher: Pomyśleliśmy, że moglibyśmy go o to zapytać, ale nawet nie myśleliśmy, że on jeszcze żyje. Muszę powiedzieć, że nasze stosunki jakie nas wtedy łączyły były kolejną specyficzną częścią naszej kariery. To była przyjemność pracować z kimś takim jak on. Ale on był bardzo zarozumiały.
Jak czuliście się nagrywając "Violator"?
Andy FIetcher: Jako zespół zawsze byliśmy pesymistami. Kiedy nagrywaliśmy płytę, uważaliśmy, ze będzie słaba, nikt nie będzie chciał grać tego w radiu, nikomu się nie spodoba. Zawsze byliśmy pesymistami, więc kiedy Martin napisał "Personal Jesus" bardzo nam się spodobała. Fantastyczna piosenka, świetne brzmienie. Nagraliśmy ją. Francoise zrobił remix. Było to na długo zanim album był gotowy. 6 miesięcy przed wyjściem albumu. I pomyśleliśmy, że ta płyta nie będzie grana. W końcu okazało się, że płyta dostała się do Top 20 Bravo History (20 najlepszych płyt w historii Bravo), a w Ameryce była na listach przez 6 miesięcy, aż do momentu pojawienia się "Enjoy The Silence". Z drugiej strony było to olbrzymie ryzyko, którego się podjęliśmy.
Martin Gore: Nie byliśmy pewni czy to było komercyjne w ogóle. Jeśli jesteś zbyt blisko czegoś tracisz dystans. Szczególnie w Ameryce, no i okazało się, że się myliliśmy.
Alan Wilder: "Persona! Jesus" jest kawałkiem, który nagraliśmy z FIood'em i mieliśmy 6 miesięcy na nagranie albumu. I przypadkowo te 6 miesięcy okazało się idealnym czasem na promocję radiową i wejście na Top 40 w Ameryce. Przez ten czas zanim ukazała się płyta i następny singiel "Enjoy The Silence" był to czas naszego największego sukcesu komercyjnego. Czas był idealny na koncerty by pokazać Depeche Mode znacznie szerszej publiczności.
"Violator" sprzedał się w ilości 6 milionów egzemplarzy. Jakie były nastroje w zespole przy nagrywaniu "Songs Of Faith And Devotion"?
Martin Gore: Pamiętam jak byłem na wakacjach i dostałem fax o tym, że jesteśmy na pierwszym miejscu w chyba około 13 krajach i to w pierwszym tygodniu wejścia albumu do sprzedaży. To było niesamowite uczucie. Tak naprawdę nigdy nie możesz być pewnym jak dobrze ci pójdzie. Mieliśmy parę problemów z nagraniem płyty. Ale wtedy było to poza jakąkolwiek kontrolą.
Andy Fletcher: Była jakaś presja podczas nagrywania tego albumu. Jakieś wczesne znaki mówiące, że może wydarzyć się coś szczególnego. Dave był w tym czasie w nienajlepszym stanie. Ja miałem ciężką depresję. Nagrywanie szło bardzo ciężko. Zaraz po nagraniu albumu wyjechaliśmy w trasę koncertową - półtora roku. To były 2 najgorsze lata w moim życiu.
"I Feel You" wnosi do waszej muzyki elementy rockowe. Czy to było zaplanowane czy też wynikało z czystej ewolucji jaką przeszła wasza muzyka?
Dave Gahan: To było zaplanowane. Zanim nagraliśmy "Songs Of Faith And Devotion" spędziliśmy dużo czasu osobno. Podjęliśmy się wyzwania - co by było, gdyby zespól był bardziej rockowy. Martin przyniósł parę piosenek, które pasowały do brzmienia rockowego. Więcej bluesa, więcej rock'n'rolla. Myślę, że użyliśmy klasycznego blues'a i rock'n'roll'owe riffy. Poza tym wróciłem z L.A. i nawet nie chodzi o to że słuchałem takiej muzyki. Poszedłem na parę koncertów. Widziałem JANES ADDICTION i THE CLASH i ta energia na scenie, chciałem to przenieść do nas, jak to na mnie oddziaływało.
Alan Wilder: Jeśli chodzi o "Songs..." to bardziej chcieliśmy zrobić album koncertowy. I przez pierwsze dwa okresy nagrywania z których każdy miał około 5 tygodni prawie nic nie było zrobione. Ponieważ ciągle próbowaliśmy ze sobą występować co było dla nas męczące i bardzo trudne bo zupełnie obce.
Więc czy próbowaliście nagrać album "Songs..." jako bardziej album koncertowy?
Alan Wilder: Tak, ale na początku chcieliśmy zrobić coś co było by dla nas nowe. Pójść do studio i nagrać coś razem co może zabrzmi dziwnie, gdyż wszystko wcześniej przygotowaliśmy.
Co skłoniło was do uwypuklenia gitary w "Songs..." po tak długim okresie stosowania syntezatora?
Andy Fletcher: Muszę ufać Flood'owi, że kiedy zaczęliśmy pracować musimy użyć gitary. A jeśli ją używasz musisz dostosować jej brzmienie - bardziej symfoniczne. Martin jest właściwie gitarzystą. Pisze piosenki z użyciem gitary. Flood powiedział zapomnij o wszystkim i zrób to co będzie najlepsze dla piosenki. Jeśli oznacza to użycie brzmienia blues'owego, rockowego lub gitary zrób to.
Dave Gahan: Flood był bardzo doświadczonym producentem. Pracował z bardzo wieloma grupami m.in. z U2. Bardzo blisko współpracował z Alanem, szczególnie pod koniec nagrywania albumu "Songs..." , siedzieli 12-14 godzin dziennie pracując.
Martin Gore: To z całą pewnością jest najbardziej rockowe jakie kiedykolwiek mieliśmy. Czasami myślę, że może zrobiliśmy błąd. Być może w pewnym sensie staliśmy się zespołem, takim jakim nie chcieliśmy być, wykorzystując elektronikę. Ale ciągłe mieliśmy bardzo wiele elementów elektroniki w naszych kawałkach, więc może nie dokładnie tak było.
Jak rozwinęło się brzmienie Depeche Mode?
Alan Wilder: Wiem, że przez lata brzmienie Depeche Mode zmierzało w kierunku "ciemnej muzyki". Ale myślę, że zawsze takie elementy były podkreślane w piosenkach. Myślę, że takie rzeczy, które wydawały się nam bardziej interesujące, pchały tę muzykę w tym kierunku. I myślę, że dwa ostatnie albumy w jakich tworzeniu byłem zaangażowany są najciemniejsze w muzyce w ogóle, szczególnie "Songs...". gdzie dźwięk jest całością i oddaje charaktery ludzi zaangażowanych w to. Tak jak prostota wcześniejszych dokonań zespołu. Więc można powiedzieć, ze istnieje związek pomiędzy brzmieniem i postaciami zaangażowanymi w muzykę.
Trasa "Devotional" trwała 1,5 roku. Jak to wpłynęło na Depeche Mode?
Andy Fletcher: Na mnie osobiście źle, ale właściwie byłem już przygnębiony wcześniej. Więc to wszystko.
Czy było, aż tak źle, że musieliście mleć 4 oddzielne piętra w hotelu, 4 oddzielne samochody, 4 oddzielnych asystentów?
Alan Wilder: Dla mnie osobiście, kiedyś kiedy byliśmy w drodze proces powtarzania występów stał się automatyczny. Nie mieliśmy specjalnie możliwości improwizacji. Kiedy kręcisz dokument na żywo wiele rzeczy musi być ustalonych ze względu na światła itd. Naszym stylem było używanie taśm i sekwensera i wiele przygotowanych wersji piosenek do występów na żywo. Więc kosztowało nas to wiele przygotowań technicznych.
Martin Gore: Niemalże, Dave był absolutnie osobno. Alan też był zupełnie poza. Ja i Andy chodziliśmy razem do szkoły, znamy się odkąd skończyliśmy 11 lat więc my chyba byliśmy na jednym piętrze.
Czy to było przygnębiające, że aż tak źle się wam układało?
Martin Gore: Myślę, że wtedy to było rzeczywiście przygnębiające ponieważ zawsze myśleliśmy, że gdziekolwiek będziemy, będziemy razem - my czterej, zawsze wychodziliśmy razem, jeździliśmy razem do telewizji, zawsze spędzaliśmy miło czas. To co się wydarzyło po "Devotional" nigdy się więcej nic powtórzyło. Dave był ciągle gdzieś indziej, Alan okazywał oznaki bycia samotnikiem. Wszyscy czuli, że to oczywiste, że tak dalej być nie może.
Czy zgubiliście wątek?
Martin Gore: Myślę, że przechodziłem takie okresy, kiedy myślałem co ja tutaj robię, jaki to wszystko ma sens. To powinno być czymś co przynosi radość, a tymczasem wydaje mi się, że nikt nie jest zadowolony. Ale były takie momenty, kiedy przynosiło to radość, miałem dobre kontakty z Andy'm, reszta miała masę argumentów i były momenty niezrozumienia. Patrząc z perspektywy, ja naprawdę lubiłem tworzyć muzykę i to, że mogłem grać na scenie dla fanów. To jest coś co powinno być fajne, a nie być koszmarnym snem.
Czy myśleliście, że będziecie mieli jeszcze kiedyś album koncertowy?
Andy Fletcher: Właściwie mieliśmy krótką przerwę i później spotkaliśmy się z Alanem - ja i Martin. Nie wiedzieliśmy, czy Dave jeszcze może występować na scenie. Chyba Alan pomyślał, że można zrobić nowy album i duch muzyczny Depeche Mode jest ciągle żywy. Martin chciał wrócić i pisać piosenki. Dave chciał wrócić do studia i śpiewać. Wiecie on jest rock'n'rolow'cern i jest ćpunem. Ta siła twórcza, którą masz jest jak znak.
Pomiędzy "Songs..." i "Ultra" była 4 letnia przerwa. Czy taki mieliście plan?
Martin Gore: Postanowiliśmy, że kiedy będę miał kilka kawałków pomyślimy o powrocie do studia. Po prostu sprawdzimy, czy możemy jeszcze pracować ze sobą i bawić się tym. Nie myśleliśmy o całym albumie jedynie o paru piosenkach i jeśli będziemy mieli mieć szczęście to wypuścimy singiel, a jeżeli nie będzie nam to odpowiadało to po prostu przestaniemy. Więc nagraliśmy tych parę kawałków i doszliśmy do wniosku by zrobić cały album.
Dave Gahan: Kiedy zaczęliśmy nagrywać "Ultra", wszedłem tak jak kiedyś posłuchałem piosenek i powiedziałem, że zaśpiewam. To co było dla nas oczywiste to, że muszę nieco nad tym popracować. Tym razem podszedłem do tego naprawdę bardzo poważnie. Nauczyłem się bardzo wiele. A najważniejszą rzeczą jest to, że zawsze nie przestajesz się uczyć. Ewelin z L.A. bardzo mi pomogła. Spowodowała, że poczułem się dużo pewniej. Jeśli chodzi o to co robiłem i byłem zdolny do. tego, żeby popracować nad piosenkami. Śpiewać prosto z serca. Okazało się po prostu, że mogę to robić.
Dlaczego jako pierwszy singiel z "Ultra" wybraliście "Barrel Of A Gun"?
Andy Ftetcher: Ponieważ musisz pokazać, że wróciłeś i musi być to coś co działa na nerwy. Wiedzieliśmy, że nie jest to popowa piosenka i nie "zaskoczy" i że nie jest dobrze wybierać ją jako pierwszą.
Jakie jest przesłanie "Ultra"?
Martin Gore: Myślę, że z perspektywy czasu, kiedy patrzę na "Ultra" uświadamiam sobie, ze było tam wiele z fatalnego przeznaczenia. Ja zawsze miałem tę religijną fascynację. Jest tam parę religijnych odnośników. Ale staram się to ograniczać, szczególnie po "Songs..." gdzie trochę przesadziłem. To stałe pytanie prasy, za każdym razem biorę do ręki długopis, wychodzi coś religijnego.
Dave jak udaje ci się przelać emocje w teksty Martina?
Dave Gahan: Najprawdopodobniej moja interpretacja tego co pisze Martin jest zupełnie inna. Jeśli Martin pisze o związkach, miłości, to jest to coś czego każdy doświadczył, ale moje doświadczenia mogą być inne. Więc to jak ja to śpiewam jest nieco inne. Ale słowa, które on pisze zmuszają mnie do zastanawiania się nad tym co robię i o moich związkach z ludźmi z życiem, o tym jak ja odbieram świat jak bym chciał się pokazać w świecie. Piosenki takie jak "Barrel Of A Gun" i "Sister Of Night" są takie że nikt nie może się z nimi identyfikować. To jak żyć jak ciągle dostawać nagrody, a kłopoty w które się wpędzamy nie mówią nam dokąd zmierzamy i dlaczego - ale lubimy to i chcemy tego doświadczać. "Only When I Lose Myself" jest świetnym przykładem tego, ze jeśli się zgubisz, w czymś lub w kimś jesteś naprawdę w tym momencie szczęśliwy, kiedy jesteś zakochany. Pytanie tylko czy mi się podoba, że gubię się w kimś, czy myślę, że jestem szczęśliwy, bo automatycznie jedynym sposobem aby być w życiu szczęśliwym jest to kiedy jesteś sam ze sobą. Więc jak możemy myśleć, że będzie lepiej ale tak właśnie myślimy, a na koniec dziwimy się że cierpimy.
Czy jesteś szczęśliwy teraz, będąc tym kim jesteś?
Dave Gahan: Szczerze mogę odpowiedzieć, że jestem szczęśliwszy niż byłem kiedyś. Jestem naprawdę wdzięczny za to co otrzymałem od życia. Widziałem tyle rzeczy, ale teraz jestem zadowolony ze swojego życia. Nie mogę powiedzieć o sobie, że jestem typem człowieka, który budzi się rano i mówi sobie "Jesteś gównem, zapomnij o tym'', ponieważ zawsze jest jakieś jutro. Czasami jest to może bolesny proces, ale czasami tak jest lepiej niż jak spodziewać się czegoś super, a później się rozczarować. Staram się być otwarty na to co przede mną i na to jak czuję się dziś. I wtedy czuję się znacznie lepiej w związkach. Automatycznie jeśli ja nie jestem szczęśliwy wtedy nie mogę być szczęśliwy z nikim innym.
Z tym albumem znów koncertujecie. Czy jest to trasa waszych największych przebojów?
Andy Fleteher: No niekoniecznie nąjwieks/ych, po prostu z naszymi singlami od 86 - 98 z paroma starszymi Więc tak naprawdę jest to dla nas proste, tym bardziej że każda piosenka to już klasyka.
Dave Gahan: Naprawdę nie wiem czego mogę sic spodziewać. Moim zadaniem jest po prostu śpiewanie i chcę to zrobić dobrze, lubię to robić. Jestem ciekawy i nieco zdenerwowany jak to wypadnie. Myślę, że dobrze. Mam możliwość pokazać te piosenki z innej perspektywy. Ponieważ na jakiś czas oddaliłem się od tego Jak zwykle jestem pewien, że będziemy się dobrze bawić, a także publiczność Ciągle mamy fanów, którzy chcą przyjść i nas zobaczyć. Nie ma tak wiele zespołów, które po 20 latach działania mogą tak powiedzieć.
Wasi fani są niesamowicie lojalni wobec was.
Dave Gahan: To połączenie wielu różnych rzeczy Nasze piosenki są zazwyczaj bardzo osobiste, więc zazwyczaj można się z nimi identyfikować. Myślę, że nasi fani dorastają razem z nami Myślę, że są z nami od początku, jestem pewien, że niektórzy kupują nasze płyty od 15 lat i mają teraz rodziny. Na szczęście istniejemy lak długo, że mogliśmy to zrobić. Nie ma tak wiele takich zespołów, tylko parę.
Ostatni raz dawaliście trasę koncertową bardzo dawno. Czy denerwujesz się teraz?
Dave Gahan: Dokładnie. Tak bardzo się denerwuję. Jeśli nie przestanę myśleć o tym zbyt wiele, siedzieć, gapić się na ścianę, mogę coś spieprzyć. Musisz wyjść na scenę i występować przez 2 godziny, ludzie klaszczą - nie, nie zrobimy tego.
Czy brakuje wam bycia w trasie?
Martin Gore: Z pewnością są takie aspekty bycia na trasie, które są naprawdę podniecające i fajne. Kiedy nie jestem w trasie nie podróżuję tak wiele. Wybieramy się do takich miejsc gdzie jeszcze nie byliśmy, co jest czymś nowym, gdyż zazwyczaj jeździliśmy ciągle do tych samych miejsc. Ciekawa będzie Estonia, Łotwa i Litwa. Nigdy nie byliśmy w Moskwie, to naprawdę duże wydarzenie dla nas.
Czy macie jakiś wasz ulubiony klip ?
Dave Gahan: "Enjoy The Silence" jest chyba najlepszym teledyskiem Antona. Kiedy zobaczyliśmy ten clip, okazało się. że jest on o fotografowaniu. Właściwie on podobał się mnie, Antonowi i producentowi Richardowi Bellowi. Spędziliśmy około tygodnia na kręceniu. Miałem się ubrać jak król. Jest tam wiele śmiesznych dowcipów. Jest tam takie jedno ujęcie na szczycie tej góry, było naprawdę zimno i chciałem już wrócić do hotelu. Poza tym ja i producent cały czas wkurzaliśmy się nawzajem. Anton chciał, abym zrobił to ujęcie, a ja na to "Dlaczego?". Wtedy powiedziałem "Wiesz co Richard..." zdjąłem koronę i włożyłem mu ją na głowę wręczyłem berło i powiedziałem, że by on to zrobił. I jest takie jedno ujecie gdzie jest Richard
Bell. On musiał to zrobić, ponieważ ja wsiadłem do helikoptera i jadłem czekoladki w hotelu.
Andy Fletcher: "Enjoy The Silence" było moim faworytem. Pojechaliśmy do studia. Anton powiedział, że zajmie nam to moment, a ja na to "tak, tak, zajmie nam to cały dzień". W końcu spędziliśmy 6 dni na kręceniu na mrozie w Alpach. Więc to jest mój ulubiony clip.
A co jeśli chodzi o "Personal Jesus"?
Dave Gahan: Ten nakręciliśmy w Hiszpanii. Musieliśmy udawać kowbojów przez jeden dzień. Filmowaliśmy w małym miasteczku, które było wykorzystywane w "spaghetti westernach". Mieliśmy statystów w kapeluszach. Było całkiem fajnie. Piliśmy dużo piwa, żuliśmy tytoń - nie tak naprawdę nie żuliśmy. Fajnie było udawać kowbojów. To było tak jak na filmach - kowboje przyjeżdżają do miasteczka i chcą się wykapać, mieć kobietę. To było zabawne.
Andy Fletcher: "PersonalJesus" mam najgorsze doświadczenia. Cały dzień mówili mi musisz być jeźdźcem. A ja na to, że nie potrafię jeździć konno. Nie martw się wszystko będzie w porządku, on jest spokojny i miły. Wszyscy tam byli, żeby zobaczyć jak jeżdżę konno. Okazało się, że byt to konik na biegunach i jest taki fragment na video.
Co nam powiecie o video do "Barrel O f A Gun "?
Andy Fletcher: "Barrel Of A Gun" musi być najkrótszym scenariuszem video w historii - "lecicie do Maroko, wylatujecie jutro o 10.00". I to był jedyny scenariusz jaki otrzymaliśmy od Mansona.
Dave Gahan: Interesujące jest to, że w tym klipie mam namalowane oczy. Więc w całym video mam zamknięte oczy. Realizowaliśmy go na bocznych ulicach. Był tam facet, który mial kierować mną - w lewo, w prawo itd. Wygląda to nieźle, ale była tam wielka ściana, dla Marokańczyków ta ściana jest po prostu łazienka. Chodzą tam i się załatwiają. Oni po prostu zdejmują gacie, a ja miałem chodzić wzdłuż tej ściany i ten facet miał mi mówić - w prawo, w lewo - ponieważ tam był ciągle ktoś i się załatwiał. Więc ja byłem jak ślepiec chodzący pomiędzy tym gównem. To był naprawdę zabawne. Chociaż moje wspomnienia z pobytu są raczej niewesołe Jedząc w restauracji zatrułem się salmonellą i byłem chory, ale skończyliśmy video. I wydaje mi się, że jest to naprawdę niezłe
|