Dave in my eyes

Berlin, 10 czerwiec 2003r.


Berlin. Około południa. Jesteśmy w tym mieście od zaledwie dwóch godzin. Właśnie jedziemy z Alexanderplatz na Kudam w poszukiwaniu perełek w sklepach muzycznych. SMS: "Warto było czekać! Mamy zdjęcia i autografy, nawet z dedykacjami!". Cała krew ze mnie odpływa... Być tak blisko i nie być tam?!?! Jest mi pięknie, jest mi smutno, jest mi dziwnie. I jestem ciekawa tych opowieści, i tych zdjęć, i tych dedykacji!
Szybkie buszowanie między regałami, kasa i ruszamy do Columbiahalle.
Przed wejściem już spory tłum. Tym razem nie ma żadnych "koników", wręcz przeciwnie. Jest kilka osób, które szukają biletów.
Spotykamy znajomych z Polski. Szybkie, gorące relacje ze spotkania z Dave'm pod hotelem. Był tylko z Kessler'em, żadnych ochroniarzy, żadnej paniki. Robił o co się go poprosiło - zdjęcia, podpisywanie płyt... Aż łzy podchodzą do oczu! Byliśmy tak blisko!...

Przy hali jest mały ogrodzony kratami ogródek. A w nim, przy jednym ze stolików siedzi... DAVE! Udziela wywiadów radio i telewizji. Podchodzi do mnie Stefi. "Chcesz go zobaczyć z bliska?" "Przecież siedzi tak daleko i tyłem! Prawie go nie widać" "Z tej strony nie... Tylko cicho..." i ciągnie mnie za rękę... Przechodzimy przez dziurę w płocie i...
Siedzi tam! W zielonej koszulce, dżinsach i swoich, jedynych chyba J , okularach! Taki piękny!
Oprócz nas jest około 10 osób. Wszyscy cichutko, żeby nie rozdrażnić ochrony. Trwa wywiad dla jakiejś telewizji. Za chwilę Dave przesiada się do stolika bliżej nas i udziela drugiego wywiadu. Rav zostawia mi aparat cyfrowy i biegnie po Krzychala. W ręce ściskam kopertę z biletami.
Dave mówi coś o fanach i odwraca się do nas, ściskających się między krzakami J Kamera też się do nas odwraca J Duszone okrzyki, żeby nie rozdrażnić ochrony J

Dave kończy wywiad i... podchodzi do nas!!! Wita się. Pożyczonym od kogoś markerem podpisuje bilety i co mu się podsunie! Podaję mu swój bilet i kiedy on go podpisuje mówię, że przyjechaliśmy z Polski i koniecznie musi u nas zagrać! Życzę udanego koncertu. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie, a ja jestem zahipnotyzowana! Ściskam MÓJ bilet z JEGO autografem i wpatruję się w Dave'a, i wpatruję, wpatruję... Patrzę na swoje ręce i dociera do mnie, że przecież mam jeszcze bilet Rava! "Dave, can I have one more please?" "Sure" I wraca do mnie J ! Jestem totalnie oszołomiona J I wciąż się w niego wpatruję... Znów spoglądam na swoje ręce i wtedy dociera do mnie, że przecież mam cyfrówkę!!! Trzęsącymi się rękoma włączam aparat. Dlaczego to tak wolno chodzi?! Robię kilka zdjęć. Ludzie proszą o autografy na dłoniach. W końcu Dave śmieje się "No more hands". I koniec... Żegna się, dziękuje, życzy dobrej zabawy na koncercie...
Czuję, jak wszystkie atomiki mojego ciała szaleją każdy w swoim rytmie! Nie wiem czy śmiać się, czy płakać! Wszystko we mnie tańczy i drży! Ściskam bilet, odprawiam jakiś dziki taniec J Co za szaleństwo! Ja nie chodzę! Ja fruwam! J Dziękuję Ci Stefi J !

Pędzimy pod wejście, żeby dostać się pod scenę. Jest upał i ścisk. I atmosfera pełna napiętego oczekiwania. Co chwila spoglądam na mój BILET J !
Bramy otwarto! Radosny okrzyk tłumu i mozolne pchanie się do wejścia J Udaje nam się stanąć pod sceną. Udaje nam się nawet podskoczyć do baru po coś chłodzącego. Na balkonie po lewej polska flaga z twarzami Ich Czworo J Pod sceną następna. Jest spora grupa Polaków.
Przestępujemy niecierpliwie z nogi na nogę. W hali jest coraz więcej ludzi, coraz większy ścisk. Darujemy sobie support (Kashmir) i wychodzimy do ogródka, w którym jeszcze przed chwilą był Dave J Niestety, tamte krzesełka są już zajęte J
Support gra i gra. I gra. I gra... Wracamy na halę zanim kończą - trzeba znowu przepchnąć się na dobre miejsca. Jesteśmy prawie pod sceną, prawie na samym środku. Atmosfera gęstnieje. Na scenie trwa zamieszanie ze sprzętem. Publiczność, i ta na balkonie, i ta pod sceną, robi fale meksykańską :J Jest zabawnie J


Najgorsze i najbardziej męczące jest właśnie to czekanie... A tym razem kazali nam czekać koszmarnie długo - ponad godzinę!? Tysiące domysłów i obaw. W końcu zniecierpliwienie. Co chwila gwizdy, brawa, okrzyki. Zniechęcenie...
Sądziłam, że przez to czekanie już nie jestem w stanie spontanicznie i euforycznie powitać Dave'a na scenie. Jak bardzo się myliłam...
Kiedy w końcu się pojawił cała hala oszalała! Krzyk, pisk, brawa, gwizdy, wszystkie ręce w górze! Dave jak zwierze - drapieżny, z błyskiem w oczach i pazurem w głosie! Hidden Houses brzmiące ostrzej niż na płycie. I ci "dziwni", obcy ludzie za nim...
Hold On
. Wyciąga mikrofon w stronę publiczności. Będziemy śpiewać? Znamy to już? Podoba nam się? Ryk tysiąca gardzieli! Dave rozkłada ręce, a na jego twarzy wyraźnie widać, że czuje ulgę! Widać, jakby kamień spadł mu z serca! Śpiewamy razem z nim! Głośno i z entuzjazmem chociaż to nie piosenka Depeche Mode. Dave czuje, że przyjęliśmy tę płytę i jego występy solo... Czy rzeczywiście tak jest...?
Dirty Sticky Floors
też brzmi ostrzej i budzi ogromny entuzjazm. Śpiewamy z Dave'm i zamiast niego, wykrzykujemy refren, wyklaskujemy rytm.
Muzyka zmienia tempo, buduje napięcie i... A Question Of Time! Tłum szaleje! Dave jest szczęśliwy! Tak szczęśliwy, że podchodzi do Knox'a Chandler'a i... całuje go w czółko?!?!? Cała krew ze mnie odpływa! Stoję oburzona, zaskoczona, wściekła! Co on wyrabia?! To mają być TYLKO muzycy towarzyszący, nie zespół!
Na chwilę tracę dobry nastrój przerażona zażyłością Dave'a i muzykami. (Nigdy nie nazwę ich zespołem... Zespołem jest Depeche Mode!). Black And Blue Again jest tak energetyczne i dramatyczne, że znów zaczyna we mnie wszystko wirować. Dave wkłada w tę piosenkę całego siebie. Przez tę chwilę nie ma go na scenie, cały jest w słowach i muzyce. Śpiewa drapieżnie, aranżacja jest też drapieżna. I tak fajnie gra na harmonijce J

Fala okrzyków DAVE! Stay brzmi upojnie. Każdy z nas z chęcią zostałby z nim w Columiahalle "till tommorrow" J
Zmiana rytmu. A Little Piece w niczym nie przypomina wersji albumowej. Ma w sobie więcej niepokoju. Rozwija się stopniowo w drapieżny refren, uspokaja i znowu wyciąga pazurki. W tle śpiewa perkusista... I brzmi to dobrze... Dave bawi się głosem. Czuję ciarki na całym ciele!
Dobrze znane ukochane dźwięki pianina... Walking In My Shoes! Znowu fala euforii! A on podchodzi na sam kraniec sceny, klęka na jedno kolano, łapie za rękę jakąś dziewczynę i śpiewa DO NIEJ!!! Przez chwile próbuje ją chyba nawet wyciągnąć na scenę!?!?! Wszystko we mnie eksploduje!!!
Dave doskonale wie, jak działa to na tłum. Jest zachwycony, jest szczęśliwy, jest przekonany o swoim sukcesie. I znowu robi ukłon w stronę muzyków. I znowu moje emocje opadają...
I Need You
. Tak, Dave, potrzebujesz nas bardziej niż my ciebie…
Bottle Living
było "pewniakiem". A wykonanie koncertowe było po prostu petardą! Przez chwilę bałam się, że zadedykuje ten kawałek Martinowi J
Personal Jesus
... Szał ciał J !
Dave żegna się z nami Goodbye oczywiście. A my oczywiście wiemy, że to jeszcze nie koniec. Że teraz czeka nas sama śmietanka. A i tak robi nam niespodziankę drugim bisem. W trakcie Enjoy The Silence przechodzi po scenie zgięty wpół i ucisza tłum z diabelskim spojrzeniem J Wiecie jak on potrafi patrzeć J ... W pierwszej chwili oczekiwanie i oszołomienie odrobinę nas uspokajają. Na króciutką chwilkę! Wystarczyło "When I see you baby...", żeby zelektryzować ponad 3 000 fanów w Columbiahalle! Wielu słyszało Just Can't Get Enough na żywo po raz pierwszy. Nawet jeśli był to jedynie króciutki fragmencik J
Przy ogłuszającym krzyku publiczności Dave przedstawia tych, którzy z nim zagrali. Przechodzi po scenie, wysyła całusy w tłum, mruga oczkami... Przepraszam jeśli urażę czyjeś uczucia, ale w tej chwili Dave to dla mnie Rock&Roll Clown... Obejmuje ramieniem Knox'a Chandler'a i jeszcze raz przechodzą przez scenę... Dave - Triumfator...

Przez cały koncert są we mnie skrajne uczucia. Zachwyt drapieżnym, zwierzęcym głosem i zachowaniem Dave'a. Przerażenie jego spoufalaniem się i świetnym kontaktem z muzykami. Widać wyraźnie, że się lubią i dobrze ze sobą bawią.
Grają genialnie. Dave śpiewa genialnie. Radzą sobie doskonale! Zbyt doskonale...
Dave z utworu na utwór coraz bardziej się rozkręca, jest w nim coraz więcej energii i drapieżności. Ma świetny kontakt z publicznością. Co chwila podchodzi na koniec sceny, wystawia mikrofon, rozmawia z nami.
Ma świetny kontakt z muzykami, którzy za nim stoją... Oni zresztą też nie mają oporów i nawiązują kontakt z publicznością. Zwłaszcza perkusista. I to jest takie dziwne i niewygodne, że to nie Martin i Andy... Że Dave tak dobrze czuje się w tym obcym dla nas towarzystwie.
I jakkolwiek ten koncert i to, co spotkało mnie przed nim było cudowne, to jednak myślę o nim z lekką goryczą. Bo koncerty (nie mam na myśli festiwali) umacniają tylko Gahan'a w tym, że nagrał dobrą płytę. Że jest tekściarzem równie dobrym jak Martin. A w świetle jego ostatnich wypowiedzi wiemy co to może oznaczać...

pozDrawiaM Carla

© BEYOND words 2003 - 2005